URBAN EXPLORATION DLA DZIECI
była niedziela, za zimno na lody, a zoo już odhaczyliśmy w tym roku. kolejny wyjazd dopiero w grudniu czy tam listopadzie, a coś by człowiek porobił już teraz. naprawdę próbowaliśmy pójść jak ludzie do parku. usiąść na ławeczce, pooglądać jak liście spadają z drzew. ale to przecież zestarzeć się można – co ja, kolorowych liści nie widziałam? ludzików z kasztanów nie robiłam? no to przypomniało mi sie, że jest coś takiego jak forgotten i na pewno w okolicy znajdzie się jakieś miłe opuszczone miejsce do zwiedzenia.
oczywiście mowa tu o soft łażeniu, nie pisałabym się na to, gdyby trzeba było uciekać przed złym psem, ani raczej nie zacznę schodzić do zalanych piwnic z latarką w zębach. sprawność też nie była wymagana, jeśli ja mogłam gdzieś wejść i nie podrzeć rajstop, to znaczy, że to nie był prawdziwy urbex, tylko przedszkole.
wszystkie fotki na których jestem ja, zrobił tomasz. jeśli jesteście za tym, żeby założył tumblra (bo pisać to on nie umie), wpisujcie miasta!
OWIŃSKA: opuszczony zakład psychiatryczny. a tak naprawdę to opuszczony zakład wychowawczy, ale powiedzcie sami, co brzmi lepiej.
oczywiście, że tu straszy. duch tomka w niebieskiej kurtce.
MROWINO: więzienie o złagodzonym rygorze. jasne, przestronne cele, żadnych grypsów na ścianach. z takiego michaelowi scofieldowi (pamiętacie?) w życiu nie chciałoby się uciekać.
LUBOŃ: zakład przetwórstwa ziemniaczanego. wisienka na tym, cokolwiek zmurszałym, łuszczącym się torcie.
byliście kiedyś w silosie? my już tak. tylko zabrakło nam +1 do sprawności żeby wejść na górę.
zawsze miałam brzydki charakter pisma, raz nawet dostałam jedynkę z polskiego bo pani nie mogła mnie rozczytać.