niesmigielska.com | blog, fotografia, podróże, suchary

Słabe żarty, mocne zdjęcia. Blog fotograficzny z podróżniczym zacięciem.

NOWY JORK CZ. IX
Nowy Jork

NOWY JORK CZ. IX

Previously on niesmigielska.com:
Cz. I, w której Tomek i Ela zostali wpuszczeni do Ameryki i jedli kolację w Central Parku ze szczurami.
Cz. II, w której Tomek i Ela wyruszyli na poszukiwanie prawdziwego chińczyka do Flushing, Queens.
Cz. III, w której Tomek i Ela jedli lunch na schodach The Met.
Cz. IV, w której Tomek i Ela płyną promem i ślą pocztówkę z Central Parku.
CZ. V, w której Tomek i Ela bez szwanku przechodzą przez rosyjską dzielnicę.
CZ. VI, w której Tomek i Ela jedzą tyle, że aż dziwne że nie pękli.
CZ. VII, w której Tomek i Ela robią jedyne w dziejach tego bloga selfie – na Top of the Rock.
CZ. VIII, w której Tomek i Ela stawiają na lokalność i nie byli ani razu na Manhattanie.

9 części, 3 miesiące od powrotu, a tylko 10 dni na miejscu. A jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa (przedostatniego też nie).
Prawdę mówiąc specjalnie rozwlekam tę relację, nawet jeśli przyjemność jest tylko po mojej stronie. Sprawdzam codziennie na fejsie i nie pojawił się antyfanpage „Stop relacji z Nowego Jorku na blogu niesmigielska.com” (ale można znaleźć „STOP NEPOTYZMOWI W GMINIE BŁASZKI”). Czyli wszystko gra.

To nie jest post dla antysemitów. Dziś zwiedzamy Williamsburg, znany jako światowa stolica hipsterów i siedlisko Żydów tak ortodoksyjnych, że zastanawiasz się: to jeszcze Nowy Jork czy już krakowski Kazimierz 100 lat temu.

Tak pracowity dzień warto zacząć od pączków na Greenpoincie. Tak, Greenpoint, w sklepach swojska kiełbasa w pętkach i Chwila dla Ciebie sprzed dwóch tygodni. Do zdjęcia najlepiej by było upolować panią po pięćdziesiątce z włosami spalonymi trwałą, jak przegląda na stojaku z gazetami polskie tytuły (bonusowe punkty za papieża na okładce), ale prawda jest taka, że to okolica jak okolica. Są takie miejsca gdzie szyldy są po rosyjsku, są takie gdzie po chińsku, są i takie, gdzie po polsku (ale może już niedługo, bo i Greenpoint zjada gentryfikacja).

Pączki z Peter Pan Doughnut & Pastry Shop prezentuje Tomasz Adamski. Po lewej red velvet, po prawej apple crumble, ale równie dobrze mogłabym napisać: czerwony z dziurką i żółty z kruszonką, smakowały tak samo. Zgadzam się, zawartość cukru w pączkach jest wskazana, ale tych nie powinno się sprzedawać bez ampułki insuliny.
Nieśmigielska radzi: zawsze warto nosić przy sobie plastikowy nóż, chyba że wolicie kroić ciastko kartą kredytową (to prawie jakby jeść kanapki z hajsem).

alt
alt
alt
alt
alt
alt

Częścią przygotowań do każdego wyjazdu jest wpisanie w google „street art + nazwa miasta”. Tak trafiliśmy do The Bushwick Collective, czyli ja – do raju, Tomek – do dziewiątego kręgu piekła.

Mam problem z takimi miejscami. Mural na muralu i muralem pogania, wystarczy cykać fotki i zgarniać lajki za to, że ktoś się napracował. Żeby chociaż staruszka z pieskiem tędy przechodziła, już miałabym street photo, ale żadna nie chciała się trafić. Może się boją tędy chodzić.

alt
alt
alt

Street art to nie tylko duży format, czasem są to rzeczy tak dyskretne, że smutno mi boże ile przegapiłam drobiazgów takich jak ninja wspinający się po słupku.

alt

Teorii o rzucaniu butów na linie wysokiego napięcia jest dużo – mi przypadła do gustu ta o oznaczaniu miejsc, w których można kupić narkotyki.

alt
alt
alt
alt
alt
alt

Co druga osoba nosi brodę i nie zdejmuje czapki, chociaż jest 20 stopni na plusie? Wychodzisz nonszalancko, tak jakby ceny wcale nie zwaliły cię z nóg, z piątego thriftstore’u na jednej ulicy? Trafiłeś na Bedford Avenue, tu bije hipsterskie serce Williamsburga.

alt
alt
alt

Kanapeczkę z Saltie (hummus, bulgur i warzywa w chlebku naan) zjedliśmy na spółkę – niby żadno nie czuło się poszkodowane rozmiarem porcji, ale nie zaszkodzi rzucić coś na drugą nóżkę (drugi ząbek).

alt
alt

Może arepa z Caracas? Patrzę na menu i choćbym miała przystawioną broń do skroni, nie umiem sobie przypomnieć co zamówiliśmy. Do tego słodkie banany (nie wiem jak przetłumaczyć „plantains: starchy banana-like fruit”) w cieście. Om nom i jeszcze raz nom.

alt

Kilkaset metrów dalej zaczyna się inny świat. Świat, w którym na bezczelnych czeka nagroda w postaci dobrych zdjęć. Okolicę zamieszkują ortodoksyjni Żydzi i kiedy mówię „ortodoksyjni”, to znaczy że przez kilka godzin Tomek będzie jedynym mężczyzną w okolicy bez pejsów. Przyznam bez bicia: o ile na takiej Sri Lance nie miałam problemu żeby żerować na egzotyce, o tyle w żydowskiej dzielni nie byłam taka prędka do pstrykania na chama. Dlatego robiliśmy zdjęcia słabszym – dzieciom. Co nam zrobią, pokażą język?
Tak, szkolne autobusy mają tu napisy po hebrajsku; tak, każda kobieta nosi perukę i spódnicę za kolana. Ale nie dziwię się, że chasydzi nie chcą robić za małpy w zoo. Żeby wynieść coś więcej z tej wycieczki niż tylko kartę pamięci ciężką od zdjęć, poczytałam trochę o prawie żydowskim i jego przestrzeganiu. I tak na przykład dowiedziałam się o wynalazku wind szabasowych – brzmi jak fejk, ale serio są takie windy, które się same zatrzymują żeby nie naciskać guzika – bo w szabat nie można pracować.

Okolice Mostu Williamsburskiego to pikuś, naprawdę ciekawie zaczyna się robić na południu, na Crown Heights, gdzie żyją sobie równolegle: chasydzi i piraci z Karaibów mniejszość karaibska.

alt
alt
alt
alt

Skoro jesteście na Williamsburgu, warto przejść się w okolice Division Av – nie tylko po to żeby pogapić się na dużo Żydów naraz. Żydowscy chłopcy może i noszą pejsy, a dziewczyn przez 1/4 życia nie można dotykać bo są nieczyste, ale żydowskie dzieci nie są też przyspawane do tabletów. Dzieci z żydowskiej części Williamsburga grały w berka i w klasy, szok i niedowierzanie. Dawno nie widziałam takiego obrazka.
Żydzi są też bardziej rodzinni (trudno żeby nie byli, skoro dzietność wynosi jakieś 8,1 dziecka na rodzinę). Tatusiowe nie brzydzą się spacerować z wózkiem. Małe dzieci pilnują jeszcze mniejszych dzieci, jeszcze mniejsze dzieci pchają przed sobą wózki (i nie mają w środku lalek).
Żydzi szanują czas wolny od pracy. Celebrują wspólne posiłki. Wydaje mi sie, że jeśli chodzi o rodzinne wartości, jesteśmy 100 lat za Żydami.

alt
alt
alt
alt
alt
alt
alt

Dla czekoladowej babki z piekarni Onega Heimische na Lee Av warto rozważyć konwersję.

alt

W trosce o zdrowie psychiczne prawdziwych Polaków, na dzisiaj kończę. Do Żydów i hipsterów (w różnych proporcjach) jeszcze wrócimy.

Written by Nieśmigielska - 16/12/2014
  • Czekam na ciąg dalszy opowieści o Żydach i hipsterach!
    A Williamsburg wygląda świetnie.

  • Mówiłem już milion razy, że jestem fanem Twoich klimatycznych zdjęć? :)

  • Ewa

    Żółte skarpetki! <3

  • żydowska dzielnica wymiata, te pejsy, brody, kapelusze!

  • Super !!! Czekam na więcej zdjęć i wpisów dotyczących NYC :)

  • Ten w dżinsie, z długimi włosami, co wygląda jak Jared Leto, to mój typ, ajajaj. Zabierzcie mnie kiedyś, już tyle razy mówiłam. A tak w ogóle, czy to już koniec Nowego Jorku, czy to już będzie Madera?

    • Nieśmigielska

      co Ty, to jeszcze nie koniec nowego jorku, jeszcze 1/4. może jeszcze kiedyś analog, jak tomek filmy zeskanuje.
      nie będzie madera. będzie lizbona!
      mogę Ci podać nasz kalendarz na 2015 żeby się zgrać ;)

      • Kurna, ja nie wiem gdzie mam iść na Sylwestra, a wy już macie kalendzarz na 2015…No, nic dawaj!