Co u ciebie jesienią?
Przerywamy relację z Indonezji, żeby nadać coś naprawdę ważnego: co u mnie jesienią?
Oferuję pełen zakres wrażeń: od wrześniowych upałów po listopadową smutę słotę.
Podtrzymuję to, co napisałam w zeszłym roku: życie nie kończy się na lecie. Jesienią też jest życie, tylko wymaga więcej wysiłku.
Problem tylko: jak żyć, jak robić zdjęcia, kiedy przed pracą ciemno i po pracy ciemno? Jeśli już podejmuję jakąś aktywność, to jest ona mniej widowiskowa niż latem. No bo słucham: jakie foty można robić na festiwalu filmów dokumentalnych (kto nie był, ten trąba)? A może chcecie zobaczyć moją przepoconą po siłowni koszulkę?
Ze zdjęciami może słabo, ale za to kultury ile nabrałam. Całymi wiadrami: festiwal filmów dokumentalnych Off Cinema, Biennale Fotografii (ze smuteczkiem stwierdzam, że o ile poprzednia edycja zmieniła moje życie, o tyle w tym roku jeszcze nawet powieka mi nie drgnęła), Festiwal Przeczytanych Książek (nazwa własna).
Czas spędzony nad książkami ma się do czasu spędzonego przed komputerem jak 4:1. Właściwie komputer włączałam w tych rzadkich chwilach, kiedy wypuszczałam w świat posta na blogu.
W samym tylko listopadzie (jak wynika z mojego spisu prowadzonego od matury) przeczytałam 13 książek (na co Dominika, jak jej o tym powiedziałam, zgasiła mnie: a ja 8 – w zeszłym tygodniu. No ale to Dominika prowadzi bloga książkowego, nie ja). Wyjaśnię: jak na mnie 13 książek w miesiąc to jest DUŻO.
Trafiły się na tej liście tak smaczne rodzynki, aż polecę:
1. Marcin Kącki Lepperiada. Za (brutalne) otwarcie oczu na to, skąd się biorą ludzie u koryta i jak się przy tym korycie utrzymują. Kącki opisuje dzieje Samoobrony, ale bitch please, władza demoralizuje każdego.
2. Sebastian Frąckiewicz Żeby było ładnie. Rozmowy o boomie i kryzysie stret artu w Polsce. Nauczyłam się tak bezrefleksyjnie nie cieszyć z kolejnych festiwalu streetartu i trochę mniej hurra, a bardziej krytycznie patrzeć na murale i sens ich powstawania.
3. Bartek Sabela Może (morze) wróci. Jak dla mnie smutne dzieje Morza Aralskiego, to tylko przykrywka dla opowieści o Uzbekistanie. Dzięki, teraz muszę tam pojechać. Sprawnie napisane + plus za zdjęcia, podoba mi się ten trend na współpracę reportera i fotografa. Albo reportera-fotografa.
PS: Jeśli tak jak ja czytacie 99% reportażu i 1% fikcji, to serwis: wokółfaktu.pl jest dla nas.
Jeszcze zanim przyszedł listopad, było wrześniowe słońce. A jak słońce, to i kocyk. A jak kocyk, to i towarzystwo. Możecie sobie pić herbatki i zaszywać z książkami pod kołdrą, ale nic nie przebije zachodów słońca o 21:00 i krótkiego rękawa wieczorem. Jesienią nie ma Kontenerów i lody z Kolorowej nie smakują tak dobrze. Lato, wróć.
Gdzieś, hen daleko, na naszej bucket liście był punkt: zobaczyć jak to jest spać w drogim hotelu, ale to tak wiecie – jak już będziemy dobrze sytuowanymi ludźmi po czterdziestce. Wyszło trochę wcześniej dzięki promocji Mastercarda. Nocować w Hotelu Puro Poznań za grosik? Wchodzimy w to. Przypięliśmy rowery do latarni pod hotelem i zaczęliśmy mikroprzygodę.
Jak było? Na początku fajnie, ale potem – jałowo. Jak coś można robić bez ograniczeń (pić kawę z ekspresu w lobby, przeglądać ładne książki o designie), to przestaje być takie atrakcyjne. Poskakaliśmy trochę na łóżku, pograliśmy w Fifę na Playstation (Lech – Legia: 2:0), zjedliśmy śniadanie, a rano poszłam pieszo do pracy. Koniec przygody.
Tak czułam, że jesienna edycja co u Ciebie? to będzie one man show. Pamiętacie Luizę?
Luiza: przyjechała do Poznania (motyw przewodni wizyty: parki Poznania), dała mi torbę prezentów – tak z niczego, za to że jestem. Ja te prezenty chwilę potem zgubiłam (jestem, jaka jestem…). Dwa dni później je znalazłam.
Puszczała bańki w tramwaju. Nie bała się pozować na Wildzie. Poszła ze mną na pad thaia (wybierałam się dwa lata) na Śródce. Raz eteryczna (to przez te bańki), raz najostrzejszy THUG na mieście.
Luiza zrobiła to, czego nie chce robić Tomek: zdjęcie. Mi.
(Luiza niech się weźmie za siebie i zacznie mniej pracować, a więcej odpoczywać!)
A dwa tygodnie temu Luiza wyprawiła urodziny.
Jeśli uważamy, że opłacało się przejechać 300 km prosto na imprezę i wracać do domu pociągiem o piątej (rano), to znaczy, że było grubo i się działo. Działo się wszystko, łącznie z oglądaniem porno o smerfach (nie animowanym; choćbym chciała, to nie zmyślam). Rzadko się zdarza, żebym polubiła tyle nieznajomych osób na raz – jednak grono najbliższych Luiza ma bezbłędne. Na pewno to nie zasługa gier i alkoholu. Skąd.
Podaję przepis na wygraną w Time’s Up: zakupić edycję z postaciami. Mieć Tomka w przeciwnej drużynie. PATRZEĆ JAK PRZEGRYWAJĄ.
Kocham smaczki z takich gier. Kto nakręcił Jurassic Park? Szpicberg. Czyim mężem był Tomasz Lis? Hanny Suchockiej. Gruby pedofil z Klanu? Lubaszenko.
Ładny tort? A jaki dobry. A jaki wegański. Warszawiakom upiec taki może Magda, ja czekam na filię w Poznaniu.
Spieszmy się kochać Wawrzyniaka 39 w Poznaniu, tak szybko odchodzi. Jak już będę pisać ten przewodnik po Poznaniu, będę musiała wymazać hipsterskie centrum wszechświata z mapy. Kto jeszcze nie był, niech wpadnie przynajmniej na Otwarty Market Jeżyce (12-13 grudnia) i pobuszuje po korytarzach.
Nie udało nam się załapać na złotą polską jesień, bo albo nie było nas, albo nie było jej. My widzieliśmy tylko szarą i ponurą polską jesień. Też ładna. Ładnawa.
Podobno najładniejsza (czytaliśmy w internecie) była w tym czasie, kiedy my pracowaliśmy w pocie czoła (hehe) na oparzenie słoneczne II stopnia. Nawet trochę Wam zazdrościliśmy, ale chyba wolimy nasze bąble.
Na końcówkę sezonu załapaliśmy się, wracając z lotniska w Berlinie. Dzień później w Poznaniu nie było czego zbierać.
Co u Ciebie? bez kota? Wykluczone. Wprawdzie Kejter spędził większość jesieni na wczasach u dziadków (po sezonie taniej), ale przed wyjazdem zebraliśmy się wszyscy na rodzinne śniadanie.
Obrzydzeni? Niech zgadnę: na pewno nie dajecie swojemu psu lizać się po twarzy.
Poznań, miasto doznań. Stolica urban artu.
Gdybym miała wymienić, za co lubię jesień – to obstawiłabym te dwa tygodnie, kiedy jednocześnie zachodzą dwa zjawiska: ja jadę do pracy, a słońce sobie wschodzi.
Wiecie, że jeden rogal świętomarciński ma 1200 kalorii? Smacznego! (Zjadłam dwa.)
I trochę prywaty na koniec.
Najlepszy prezent dla czterolatka? Żadne klocki czy kolejki. Balony z helem!
Wyjazdowo: Stambuł, Włochy (Warszawa, Bolonia, Wenecja) i Indonezja. Wyjechaliśmy też do Berlina na weekend, ale zawróciliśmy zaraz za Poznaniem, bo Tomek (antyfan Berlina bez powodu) miał tak zły humor, że odpuściłam wycieczkę (za to pojedziemy w czerwcu, pamiętaj!). Obecnie Tomek nawet na Kudowę-Zdrój nie daje się namówić (wiercenie dziury w brzuchu w tej sprawie trwa).
Teraz pościmy – żeby następny wyjazd bardziej smakował. Za to jak już pojedziemy, to aż urlop bezpłatny musieliśmy wziąć, żeby wrócić. Będzie się działo, mam nadzieję.