2012 ILLUSTRATED
Wszyscy się ostatnio samorozwijają, a ja gniję na kanapie. Wymyśliłam więc, że można połączyć przyjemne z pożytecznym i do codziennego gnicia dodać inną niewymagającą czynność.
Np. prowadzenie bloga.
Żeby jakoś płynnie zacząć, wymyśliłam, że podsumuję zeszły rok, jak gdybym spędziła ostatnie 12 miesięcy klepiąc kontent do śniadania.
Wysmażyłam nawet wersję po angielsku dla hipsterów, ale taki ze mnie żartowniś, że nie jest identyczna jak ta rodzima. Zdradzę tylko, że jedna z opowieści wyszła całkiem rzewnie. Jak na kogoś, kto żartuje, że ma bliżej okno życia niż Biedronkę… nie w kij dmuchał!
English: there are two reasons why I begin with a summary, which may seem a bit odd. For one, I needed a closure of 2012. Secondly – to make an impression that I’m not a newbie when it comes to blogging.
Here it is: 2012 illustrated.
Styczeń: miesiąc jak miesiąc. Zimno. Remontujemy, bo okazało się, że będzie mieszkanie, a i może jakiś ślub do tego. Ja skrobię ściany, tata z Tomaszem wiercą, kują, wyrywają futryny.
January: surely a game changer, as huge decisions were made. We put all our effort into turning house (well more of a run-down flat, really) to home.
Luty: dalej remontujemy. Już wyskrobałam wszystko co miałam i nawet zaczyna to jakoś wyglądać! Robię Tomkowi zdjęcie na okładkę National Geographic. Wypucowanym na wysoki połysk VW Polo podjeżdżamy do urzędu na niesakramentalne ‚tak’. Wesele oczywiście na bogato, przecież mnie znacie.
February: I mastered a skill of some heavy house redecorating. Still think that throwing a wedding dinner for the loved ones only (even if your place is half-finished and the guest have to put up with using plastic forks and paper plates) beats the snot out of those polish-ed (uwaga, suchar!) wedding receptions. Trust me, i’m an old-timer. I’ve been to many and liked only a very few.
Marzec: w marcu moim największym osiągnięciem było zrobienie Kindla z kartonu, nie do odróżnienia od oryginału. Kot chodził z kąta w kąt po pustym mieszkaniu.
March: that was the time when our place felt oh so spacious. Empty walls and no furniture yet. All our things piled up in the corner of a living room-to-be.
Kwiecień: mądrzę się na temat polskich mebli wenge od Bodzia, a sama jeżdżę regularnie na Szwedzką, by po jakimś czasie mieć mieszkanie jak fanboj Ikei. Robimy sobie na wycieczkę do Krakowa.
April: driving to Ikea twice a week made me dread it. If only i had known, in 6 months I would be selling all that stuff in order to make room for ‚new’ purchases, i wouldn’t have bothered.
Maj: maj był cały w rozjazdach: Wiedeń, Płock, Mediolan. Anegdotka: strasznie się cieszyłam, że pojedziemy nad Como i zobaczę Alpy. I pojechaliśmy nad Como, ale gór tego dnia nie było (a dzień później podobno pojawiły się z powrotem).
May: having visted Kraków, we continued to do some more travelling, only this time it was Vienna and Milan. Also i became a cyclist 4 life (nevermind that i have the least chic bicycle there is).
Czerwiec: ni z gruchy ni z pietruchy malujemy w paski najpierw jeden pokój, potem drugi (więcej nie mamy). Ale z nas fachury. Pół dnia i po robocie (z pojechaniem po farbę i sprzątaniem!). Można wynająć nasze usługi, ale tanio nie będzie.
June: felt pretty european during Euro 2012 as we live 3-minute ride from the stadium. One day I woke up with a feeling that striped wall was nothing but necessity in my life and decided to go for it, twice.
Lipiec: first minute we czwórkę w nadbałtyckich krajach. Gdyby Radom był stolicą polski, wyglądałby jak Wilno (to komplement); w Rydze widzieliśmy jak strażacy zdejmują kotka z drzewa jak na filmach, a w Estonii chodziliśmy po bagnach – (uwaga, suchar!) wciąga.
July: ah, holidays. Went on a Vilnius-Riga-Tallinn trip, and it turned out to be a cracking alternative for all them old-fashioned west european cities (not that i’ve been to many of them but still). So it’s the thumbs up for the Baltics.
Sierpień: gościliśmy i byliśmy w gościach. Widzę, że w dużym pokoju coś jest nie tak, ale cholera nie wiem co.
August: I focused on our place, as I felt there was something off about it. It had taken me some time before I realized what (ominous music).
Wrzesień: przestawiam te meble i przestawiam, ale to nic nie daje. Dopiero jak zaczęłam nosić okulary zobaczyłam, że lata 50/60 we wzornictwie są najlepsze, a Ikea nie jest lekiem na całe zło.
September: having returned to wearing glasses, I reminded certain people about an internet meme/a strict german teacher smacking pupils (that you dream of). After weeks of struggling with arrangement of the furniture something clicked. It’s not their placing i was after – the room was simply too incoherent (not in that fancy eclectic way I’m afraid). Ever since, our flat has gone more mid-century modern.
Październik: hemnesy i lacki wystawiam na tablicę, schodzą od razu. Odtąd konsekwentniej trzymam się stylówki, a tym, którzy mówili że mamy ładnie w mieszkaniu, rzednie mina, bo teraz jest ‚jak w prlu’.
October: the word was made flesh. Goodbye and good riddance, Ikea lot (well, most of it).
Listopad: Klateczka przyjechała! I w ogóle same miłe rzeczy mnie spotykają. I śnieg nie pada, więc sobie jeżdżę na rowerku (nota bene, jeżdżę po dziś dzień).
November: our longed-for Marta Klatka came to town. Despite multiple attempts, I can’t come up with any reasonable idea that would explain the enclosed photos, sorry.
Grudzień: cieszę się jak głupia na nowy stół na pięknych nóżkach (mam namiary na mistrza nóżkarskiego) i krzesło siatkowe. Choinkę ubieramy – fakt, sztuczna, ale przynajmniej igły się nie sypią. Epopeja meblowa zakończona, jeszcze tylko componibili i krzesła do stołu i będzie rychtyk. Mili goście przychodzą na sylwestra.
December: we decorated our very first 2-dimensional christmas tree. The dream of hairpin legs table came true, and so did the one involving a wire chair. I settled (not for long, still thinking of componibili and searching for a pair of perfect chairs that would worthily accompany the table). Hosted a New Year’s Eve party. All is well.