#ŻYCIE III
w związku z tym, że ostatnie dwa weekendy tomek ssał cyca spędziliśmy na łonie rodziny, na przemian goszcząc i goszcząc się, będzie o życiu. teraz to brzmi lamersko, ale ja jestem ze starej szkoły (bloggin’ since ’04), kiedy publikowało się notki, a nie posty, i z zasady były one ‚o życiu’. więc chyba mi wolno.
zresztą, byliśmy na działce, a działka to też lifestyle. działki mają to do siebie, że ładnie wychodzą na zdjęciach. można grać w badmintona kometkę. zazwyczaj mają tam lepszego grilla niż ten, który kupiliśmy kiedyś w tesco za 100 rubli. na ostatniej działce pierwszy raz w życiu jadłam kaszankę i żal mi tych utraconych lat, kiedy odmawiałam sobie podrobów, krwi i kaszy zamkniętych we flaku z jelita – przecież to jest pyszne! jeśli ktoś myśli, że jestem dziwna, to warto wiedzieć, że 5 lat temu nie smakował mi ryż, a od ~dwóch lat jem pierogi.
rewizyta tydzień później i wreszcie pojawiła się okazja żeby m.in.:
1. pójść na noc kupały i zobaczyć na żywo śmiercionośne lampiony. widowisko ładne, ale zdjecia mizerne. w ciemności z manual focusa robię random focus. zresztą, wszystkie zdjęcia jakie można było na ten temat zrobić, zostały już zrobione, prochu nie wymyślę.

3. zagrać w buzza drugi raz w tym roku.
(4. zjeść kaszankę na śniadanie)
5. zajrzeć na wystawę dyplomową asp uap na targach (kto to widział żeby do pawilonu od bukowskiej trzeba było wchodzić przez głogowską. to na pewno sprawka school of form!). serce roście widząc tyle dobrych prac, ale i żal ściska, że żadna nie jest moja. dyplomy można oglądać do soboty. większość polecam, adamska.
