A PHOTO BLAST FROM THE PAST
w internetach nie wzięłam się znikąd. zdjęcia robiliśmy oboje od liceum, z przerwą na pierwsze 3 lata studiów. teraz kolejność jest taka, że najpierw robię zdjęcia, a potem piszę do nich coś zabawnego (i nie mam pomysłu jak pogodzić duże obrazki z czytelnością tekstu). ale kiedyś było inaczej, bo nie miałam aparatu i mogłam tylko pisać. tak jest, nieśmigielska been bloggin’ since ’04, więc wielu z was, rekinów blogosfery którzy tego w życiu nie przeczytacie, zjadam na śniadanie. mój pierwszy pisany blogasek zdobywał wysokie noty na blogach z ocenkami. nawet sama surowo oceniałam z koleżanką inne blogi (może właśnie twój!).
potem założyłam drugiego bloga, żeby pisać w tajemnicy przed znajomymi. a potem trzeciego, żeby pisać w tajemnicy przed tymi, co czytali drugiego.
ale to przeszłość zbyt zamierzchła i zbyt intymna, to tak jak z tymi pamiętnikami pisanymi w gimnazjum, które trzymam w szafie na górze w czerwonym pudełku po prawej stronie – nie jestem gotowa, żeby się z nimi z zmierzyć.
dzisiaj będą fotowspominki. żeby była nieśmigielska.com najpierw musiała być małpka canona, którą kupił mi kochany tata, a z niej: fotki kwiatków i zachodów słońca nad wisłą. niektórzy szybko ewoluują, a niektórzy nigdy z tego nie wyrastają i do końca życia pstrykają tulipany na makro.
wtedy z tomkiem i jeszcze jednym kolegą (którego pozdrawiam jeśli kiedyś to przeczyta – naprawdę!) założyliśmy fotobloga. nawet żeby się rozreklamować porozklejaliśmy wlepki w szkole. zdjęcia, chujowe jak barszcz, można podejrzeć tutaj: otplog.blogspot.com. to wtedy wymyśliliśmy sobie randomowe pseudonimy: made in china – tomek, i netweight – ja (nazwa wzięta z opakowania batona). mój zresztą został ze mną na długie lata.
kmicic.ownlog.com. jak teraz na to patrzę, to te zdjęcia już mniejsze być nie mogły. polecam tylko z jednego powodu: można się pośmiać z tego, jak wyglądałam w drugiej liceum (zajawka poniżej).
niestety zdjęcia z canona zniknęły przy przesiadce ze stacjonarki na laptoka. zapalcie świeczkę, wpisujcie miasta. to jest prawdziwa strata, a nie jak nowy nexus, co spadł kiedyś tomkowi na beton i pękła mu szybka. jak była szklana, to musiała mu pęknąć. a zdjęcia wcale nie musiały się zgubić.

a potem poszliśmy oboje na deviantarta. a potem ten mój kochany tata mi sięgnął z pawlacza prakticę nova b, seagulla i światłomierz swierdłowsk 4. to były czasy – skan filmu kosztował w płocku 10 zł, można było pstrykać.






ostrość może nie tam gdzie trzeba, ale koncept jaki: zdjęcie nosi tytuł „luzer”.




ulubiony motyw: podwórka. kiedyś płock był dobry w te klocki.
normalnie jestem raczej skromna, ale pochwalę się, że zdjęcie z prawej wisiało na wystawie w pałacu kultury i nauki. W WARSZAWIE.



dobra, macie mnie. ten post powstał po to, żeby powspominać słodkie czasy liceum, kiedy po szkole zawsze był ciepły obiad, a kieszonkowe szło na alkohol w piątek wieczorem.

próbowaliśmy też sił (jeśli to dobre określenie) w lomo. wszystkie aparaty, łącznie z lomo vilią pozarzynałam przez noszenie luzem w torbie, wstyd się przyznać. pentaxa też noszę luzem, a obiektywy bez dekielków bo zawsze mi się odczepią.


pierwsze filmy wołaliśmy w labie, potem już bawiliśmy się trochę w ciemni (i od tamtego czasu nic więcej się nie nauczyłam). pamiętam, jak spóźniłam się na chemię bo wołaliśmy pierwszą kliszę ever. od razu się wszystkim w klasie pochwaliłam, a wszyscy w klasie na to: super, gratki, pokaż zdjęcia. było mi przykro, bo wywołać film ≠ zrobić odbitki, a oni tego nie rozumieli!
to niżej jako pierwsze odbiłam na papierzu. na papierze.

na osiemnastkę dostałam lustrzankę cyfrową i to dopiero był czad. pentaxa k100d sprzedaliśmy dopiero rok temu.
na zdjęciu kuba robi ciasto czeskie. (tomek myślał, że „ciasto czeskie” to taki frazeologizm).

na deviantarcie każde zdjęcie musiało mieć tytuł, dobrze nadawały się do tego tytuły piosenek.
lewa: feeling called love. prawa: sunday morning.

a tu mój pomysł na teczkę na asp, jak jeszcze się tam wybierałam. młody, ambitny człowiek biznesu. może yuppie? mała czarna zamiast śniadania, notowania giełdowe sprawdzane na pda (w 2008 to było coś!), koszula, krawat. powagę miało mu odbierać ostatnie zdjęcie, na którym widać jak koleś siedzi w zszarganych gaciach i już nie taki z niego beznesmen, co?



pojechaliśmy nawet na dni otwarte asp do poznania, ale tak zachlaliśmy, że zanim dotarliśmy do centrum, dni otwarte już się skończyły. cool story: nocowaliśmy w mieszkaniu znajomych znajomych na piątkowie, do którego jak jechaliśmy, myślałam sobie „oo nie, w życiu bym nie chciała tu mieszkać”. mieszkaliśmy tam przez ponad 3 lata.
a potem było nie było niczego, ponieważ bardzo się przejmowałam nauką, która nie była tego warta i siedziałam non stop w książkach. organ nieużywany zanika. ledwo wyłuskałam cokolwiek, z tego okresu, co wyglądałoby na chociaż trochę przemyślane.
oprócz pierwszego, tu akurat widać brak myślenia. grzanie jajek powoduje bezpłodność!
adamski po królewsku na królewskiej:

tryptyk o kocie, który został lewakiem:

i dyptyk – zoba, jaki przewrotny:

a resztę to już znacie mniej więcej na bieżąco. pozdrawiam znad tażina!