HOW I MET YOUR FATHER
Tekst okolicznościowy, napisany w 2014 r., odgrzewany co roku.
Nigdy się nie dowiecie do końca jak było w Maroku, bo zawsze coś. Tym razem 8 rocznica. 8 lat temu Tomek Adamski z 1D wział mnie za rękę. Nie zapytał: czy będziesz moją? Czy będziesz ze mną chodzić? Tylko złapał za rękę na skrzyżowaniu 1 maja i Jachowicza w Płocku i tak trzyma do dziś (teraz też, trochę ciężko się pisze na klawiaturze). Tak – jesteśmy tym, co w literaturze fachowej nazywa się highschool sweethearts. Jeszcze nie mówimy do siebie per stary i stara, ale już nie gruchamy jak dwa gołąbki (po latach otrzymałam feedback że to strasznie denerwujące było).
Moja siostra kiedyś miała wenę i zrobiła album rodzinny. Taki porządny, z opisami: jeszcze nieśmiali, pierwsze spotkanie, ślub, jedno dziecko, przeprowadzka, drugie dziecko, potem długo długo nic i Nieśmigielska – wtedy jeszcze Śmigielska. Fajna pamiątka, a że jakie czasy, taki album, może nasze dzieci za 30 lat wejdą na webarchive.org i sobie poczytają jak to było jak mama była piękna i młoda, a tata miał jeszcze włosy, a nie tylko wąsy.
A że prywata? Mój blog i moja prywata. Większą siarą jest 90% zdjęć i statusów wrzucanych przez was na facebooka. A że nazywamy się tak i tak, wyglądamy tak i tak i jesteśmy razem tyle a tyle, to żadna tajemnica odkąd pojawiło się grono.net.
Pamiętam pierwsze spotkanie (Tomkowi umknęło); imprezę, na której się poznaliśmy. Pamiętam, jak piliśmy brudzia, a potem przytulałam kibel, bo pierwszy raz piłam wódkę. Pamiętam, jak przychodziłam pod ich klasę na przerwie, a po lekcjach Tomek zaczepiał mnie na gadu-gadu. Wysilał się tylko na „;)”, ciężar rozmowy musiałam udźwignąć sama.
Mniej więcej wtedy też powstało tzw. zdjęcie z cebulą. Niżej remake zrobiony po 8-miu latach (ktoś powiedział, że wyewoluowałam jak pokemon; mój ulubiony komplement ever).


Pamiętam też, jak wskutek pewnych okoliczności wymyśliliśmy żeby wziąć ślub, teraz, już. Przyznać się, kto pomyślał, że wpadłam?
Albo jak na 3 godziny przed ślubem zrobiliśmy przymiarkę obrączek i okazało się że paluchy tak nam popuchły od remontu, że albo Tomek jedzie do złotnika albo wkładamy je sobie na małe palce.
Random funny fact: podczas składania oświadczeń Tomkowi łamał się głos (ze wzruszenia!), ale podobno z tyłu brzmiało to, jakby nie mógł wyrobić ze śmiechu.
Ogólnie ślub polecam. Można odbierać za siebie polecone na poczcie i na weselach nie trzeba łapać welonu. A jak się wytrzyma ze sobą 50 lat to prezydent daje medal (jeszcze tylko 48 47 46 45. Dam radę, dam radę).
Po lewej: nasze oficjalne zdjęcie ślubne (dziękujemy!). Po prawej – nasze oficjalne zdjęcie po roku małżeństwa.
Niżej – świeżynka, grudzień 2016.
Jak na 8 lat razem nadspodziewanie ubogą mamy bazę wspólnych zdjęć. Zwyczajnie moje ego nie mogłoby znieść faktu że KTOŚ INNY nam zrobił ładne foto.
Raz na jakiś czas wyciągam statyw i coś tam pstrykamy. Harmonogram jest ściśle ustalony: raz na 8 lat – zdjęcie z cebulą, to już wiecie. Średnio raz na 2,3 roku – zdjęcie na trawie.
2006 vs 2008 vs 2013 (+ suplement). Z roku na rok coraz ładniejsi. Ładniejsza.
Jak robimy sobie zdjecia razem to mamy 4 pozy. Albo przytulasek główka w główkę, albo wskakuję Tomkowi na plecy albo robimy scalenie jak w Dragon Ballu. Oczywiście mamy też w repertuarze buzi.
Dominice dziękuję za pierwsze zdjęcie! Drugie robiliśmy na statywie z roweru.
Nie jesteśmy jakoś mocno rocznicowi, ale 8 lat (przypominam, że jest to wpis z 2014 roku – przyp. red.) to spory achievement, wypadałoby się postarać.
Start mieliśmy mocny: wschód słońca (codziennie wstaję przed szóstą, a pierwszy raz w życiu widziałam wschód słońca. Ładny!) na pomoście w Niepruszewie. Na śniadanie drożdżówka, chałeczka i kawa z termosu. Sorry że tak przaśnie, na dziesiątą rocznicę będą świeżutkie croissanty i espresso z dripa (na 10 rocznicę było nawet lepiej – deep dish pizza w Chicago, who knew? – przy. red.).
Potem miał być ultimate urbex experience, na który cieszyłam się jak dziecko. Powiedzmy, że tyle tego dobrego, że zdążyliśmy wrócić do Poznania na 15-tą, więc tylko pół dnia zmarnowane. Od dzisiaj miasto Konin dla mnie nie istnieje.
Zołza i Coolfucker. Dreamteam na następne 88 lat.
I foto z backstage’a. Przysięgam, że wiem jak się składa statyw, tak tylko się wygłupiam przed obiektywem.
Update: 30 marca 2017 r.
Chciałam coś napisać na 10-tą rocznicę, ale okazało się, że umiemy liczyć do 10-ciu, do jedenastu już nie. 10 lat, to minęło nam rok temu. Więc na jedenastą rocznicę, kilka słów.
Od zawsze mam problem z formułowaniem myśli, które byłyby chociaż trochę na poważnie. Normalnie ten defekt mnie nie boli, bo nie prowadzę poważnego bloga, ale przychodzi raz na kilka miesięcy ważny moment, kiedy chciałabym dać coś więcej od siebie. I nie umiem.
w myślach się gubię
Napiszę po prostu:
1. że po dwóch tygodniach razem wiedziałam: to ten. Skąd wiedziałam? Przecież nie miałam porównania. Podobno to się wie – potwierdzam.
2. że nie było ani jednego dnia przez jedenaście lat, żebym zwątpiła. Mimo że proza życia, przysłowiowe skarpetki, (pół)irracjonalne wybuchy złości (moje).
3. nie wyobrażam sobie życia bez Tomasza Adamskiego.
Czego i Wam życzę. Żebyście znaleźli swojego Tomasza Adamskiego.