niesmigielska.com | blog, fotografia, podróże, suchary

Słabe żarty, mocne zdjęcia. Blog fotograficzny z podróżniczym zacięciem.

NOWY JORK: THE BEGINNING
Nowy Jork

NOWY JORK: THE BEGINNING

Gdybym miała wskazać w „historii” tego bloga posta, którego najbardziej nie chciało mi się pisać – właśnie go czytacie. Myślałam już nawet o zatrudnieniu Tomka – ja bym tylko zdjęcia wkleiła, a on by wszystko opisał swoją literacką polszczyzną (4 zł brutto za godzinę), ale się nie zgodził, za tyle to on woli programować.
Godziny snu do odespania. Gigabajty zdjęć do przeorania. Dylematy: jak pisać? Chronologicznie, godzina po godzinie? Terytorialnie, dzielnica po dzielnicy? Posty – kolekcje tematyczne (żebyście wiedzieli ile mam zdjęć ludzi w metrze – nowojorski klasyk)? Kogo to w ogóle obchodzi?
Tydzień zajęło, zanim zdecydowałam że najprostsze = najlepsze: będę jechać po kolei, a jak zdjęć będzie za dużo, to się powie stop. Możliwe że jeszcze w wigilię odpalicie po kolacji fejsa, a tam nowy post o Nowym Jorku. To nie jest śmieszne, to straszne.

Ani za dzieciaka, ani nawet za studenciaka nie marzyliśmy, że kiedyś polecimy do Stanów. Londyn to jeszcze, ale Nowy Jork? Nowy Jork to w Ameryce, tam trzeba mieć wizę i jeszcze tyle się leci samolotem. Nie ma mowy, to się nie uda. Tam tylko bogaci ludzie jeżdżą (kiedyś może to była prawda; teraz Wesołowski Wam powie, jak kupić bilet za 750 zł w obie strony).
Wszystkim, którzy chcieliby więcej jeździć po świecie, powiem tak: nie wystarczy że powiesz „a bo wy to fajnie macie, też bym tak chciał” – to nic nie znaczy, to tak samo jak ja mówię że chciałabym w życiu robić coś fajnego, ale nie wiem co. Ale jak powiesz: chcę lecieć do Stanów za rok o tej porze i będziesz robić w tym kierunku wszystko, co sie robi żeby polecieć do Stanów, to polecisz.

My polecieliśmy z Warszawy. Na wypadek gdyby Polski Bus znowu się popsuł, zabukowaliśmy nocleg w najlepszej mecie na mieście, w samym centrum, w bramie w której Jacyków tylko stał, ale do środka weszliśmy my. Klatce, Mariuszowi i kotowi Leszkowi dziękujemy jeszcze raz (ten szwedzki stół, rozmarzyłam się).

alt
alt

Kącik czarnego humoru: lecieliśmy 11 września. Jest to żart bez puenty, bo w żaden sposób tego nie odczuliśmy.
Wszyscy pytali ze współczuciem: a jak lot, jak wytrzymaliście tyle czasu?
Na Sri Lankę w jedną stronę lecieliśmy 2 dni (z dwiema przesiadkami), to jak nam miał minąć 9-cio godzinny bezpośredni lot? Nudno. Ile mozna oglądać Batmana (Tomek), spisywać przepisy z magazynu Kuchnia (ja), wpisywać uwagi do dzienniczka („Ela nie wykazuje zainteresowania zdobyczami techniki. Jest mocno w tyle w porównaniu z resztą klasy.”)? Ale wysiąść i tak po prostu być na miejscu – super. Nie 9, ale 10 godzin mogłabym lecieć.

alt

Nie wiem czy to niskie ciśnienie czy normalne traktowanie na lotnisku JFK, ale gdybym była bardziej wyszczekana i gdyby od tego czy tamtego pana nie zależał mój urlop, to bym się poskarżyła. Wyobraźcie sobie najmniej miłego urzędasa, jakiego spotkaliście w życiu. Na pewno za zasługi awansował i teraz robi na lotnisku Keneddy’ego, gdzie jako od niedawna posiadacz zielonej karty burczy i pokazuje paluchem na potencjalnych imigrantów.

Zrzucamy toboły w naszym host-mieszkaniu (korzystaliśmy tradycyjnie z Airbnb, namiary na fajne lokum z flamingami na tarasie na Astorii chętnie podam) i chociaż dla mnie wybiła godzina, o której tradycyjnie kładę się spać, to szkoda życia na jet laga. Kierunek: Manhattan.

alt

Zawsze mam taki moment, w którym dociera do mnie, że to już. Autobus się nie popsuł, samolotu nie porwali terroryści, nasz host na Airbnb istnieje – wszystko się udało. To było wtedy.

alt

Głodni jak psy usiedliśmy w Central Parku na nasz pierwszy posiłek na amerykańskiej ziemi. Było tak ciemno, że musieliśmy przyświecać sobie telefonem – stąd wiemy, że dookoła biegały szczury. Co jedliśmy? To, co złapaliśmy na szybko w supermarkecie: twinkies i poptarts. Dream came true – my, amerykańskie słodycze, szczury, Central Park.

alt

Tak pokrzepieni (wiadomo, amerykański cukier krzepi bardziej) to możemy chodzić, głowy zadzierać, ludzi w metrze fotografować.

alt
alt
alt
alt

Wiedzieliśmy, że dojedziemy na miasto wieczorem, dlatego od razu zaplanowałam coś z grubej rury: spacer po Moście Brooklińskim po zmroku – dla większego efektu nie odwracaliśmy się za siebie przed dojściem do połowy mostu. Doszliśmy, odwróciliśmy się i… jesteśmy chyba tak zblazowani (czym i kiedy?), że zrobiłam tylko „ach” – a szykowałam się na spazmy ze szczęścia.

Niektóre zdjęcia są czarno-białe, żebym mogła udawać, że to analogowe ziarno, a nie szum na ISO 1600.

alt
alt

Te dwie kolumny światła to Tribute in Light – jedyny widzialny dla nas znak, że przyjechaliśmy w rocznicę 9/11.

alt
alt

To wtedy moim ulubionym tematem foto stało się fotografowanie ludzi, którzy fotografują ludzi na tle rzeczy.

alt
alt

Nowy dzień jakoś trzeba zacząć. Bez obaw, nie tak wyglądało nasze typowe śniadania. Nasze typowe śniadanie to pół litra lodów Häagen-Daazs (białko!).

alt

Rano powtórka z rozrywki: jedziemy oglądać nowojorski skyline z Brooklyn Bridge Parku. Po lewej Statua, po prawej dwa mosty, na wprost Manhattan – w sam raz na początek dla takich świeżaków jak my.

alt
alt
alt
alt

Właśnie do mnie dotarło, że mogłam po raz pierwszy w życiu przejechać się na karuzeli – i to w Nowym Jorku – i nie zrobiłam tego. Tomek, wracamy!

alt
alt
alt
alt

Naturalnym kierunkiem zwiedzania z Brooklyn Bridge Parku jest Dumbo, dzielnia położona między dwoma mostami. Wiadomo że jestem łasa na murale, stare magazyny i pofabryczne budynki, dlatego ode mnie Dumbo otrzymuje pięć gwiazdek. Spieszcie się kochać Dumbo, bo co drugi budynek jest wyburzany/przerabiany na lofty.

alt
alt
alt
alt
alt

Gdybym miała ograniczyć się do jednego zdania: do Dumbo jedzie się po to, żeby zrobić takie zdjęcie (jak po prawej; hint: przez filar mostu widać Empire State). Z kronikarskiego obowiązku cyknęła dla was: nieśmigielska.com.

alt

Tak, te kolorowe krzesełka są na każdym skwerze. Nie, nie musisz płacic nikomu hajsu żeby na nich usiąść.

alt
alt

Kilka razy czytałam o Grimaldi’s, pizzerii do której da się wejść nie inaczej jak po odczekaniu w długiej kolejce (chyba że się przyjdzie na 15 minut przed otwarciem, tak jak my). Wobec nowej fali pizzy po hipstersku, na cienkim cieście i ze smakowymi oliwami, miałam wątpliwości czy ta w Grimaldi’s będzie lepsza, ale – być może przemawia przez nas amerykański sen – była. Takiego sosu pomidorowego nie jadłam po naszej stronie oceanu.
Pizza w Grimaldi’s i lody z Brooklyn Ice Cream Factory na dobitkę – dobre kombo.

Bonus dla bystrookich: koszulka Tomka. Mało kulturalna (ale Tomek i tak nie mówi ‚r’), ale ile daje frajdy!

alt

I stop. Ciąg dalszy nastąpi, jeszcze ładnych kilka razy.

Written by Nieśmigielska - 30/09/2014
  • lu

    jesteś bogiem.

  • Wiecej, wiecej! Zgadzam sie co do marzen i spelniania w stu procentach. Wole nie jesc miesa przez pól roku (u nas drogie) i zaoszczędzić na pizze w nyc. My juz napewno jedziemy. Pisz wiecej, dla wiernych fanów ze Szkocji!

    • Nieśmigielska

      u nas samo nazwanie celu jest chyba decydujące. po prostu mówimy (mówię) – chcemy pojechać tu albo tu. w zasadzie nie kupujemy biletów na chybił trafił, wszystko skreślam „z listy”.
      będzie więcej, ale pisze mi się tak ciężko jak nigdy. a sama też dawaj więcej bali ;)

  • miło:) dzięki za ujawnienie się

    podczas mojego pierwszego pobytu w Alpach bez przerwy świeciło słońce, tym razem deszcz niemal nas nie opuszczał, jednak piękne miejsca przy każdej pogodzie mają charakter

    bardzo do mnie trafia estetyka Twoich zdjęć

  • Zu.

    Nie stopuj, duże ilości zdjęć są fajne :P I dużo postów o Nju Jorku też jest fajne, jak dla mnie, to możesz pisać tyle, żeby Ci się tematy skończyły :D Kurczę, jeszcze, powiedzmy, cztery – pięć miesięcy temu mnie zupełnie nie ciągnęło do NY, ale od tego czasu tylu blogerów napisało, jeszcze jedna osoba naopowiadała się i teraz to nawet bym chciała (-:

  • olka

    POWIEDZ MI TO, JAK SIĘ NAUCZYĆ ROBIĆ !TAKIE! ZDJĘCIA?

    • Nieśmigielska

      jeju, dzięki, ale naprawdę uważam że robię zdjęcia po prostu powyżej blogowej średniej, nic specjalnego. ale generalnie przepis jest prosty: robić dużo zdjęć. oglądać dużo dobrych zdjęć. dużo się szkolić z obsługi photoshopa i lightrooma. ja robię tylko to pierwsze, reszta kuleje ;)

  • Ekstra ;] więcej!!!

  • Zdjęcia piękne jak zawsze! Minęliśmy się, Wy wróciliśmy, my przyjechaliśmy. Czekam na kolejne posty i zmykam do planowania weekendu w Waszyngtonie. Pozdrawiam!

  • Nowojorskich relacji w Twoim wydaniu może być dużo aż po Wigilię. Kurcze, tak się zarzekałam, że mnie Hameryka nie kręci, a tu jednak pojawia się mała, nieśmiała myśl, że jednak, że może, że fajnie by było.. ech;)
    Co do Czacza to mam tylko parę zdjęć robionych telefonem. Ale jak wpiszesz w google „Czacz” to wyskoczy mnóstwo zdjęć oddających w miarę klimat tego co tam jest;) No i dobry pretekst do wyjazdu to potrzebuję „…” i tu wpisać dowolną rzecz meblową, kuchenną, dekoracyjną, agd;)

  • Ech, Nowego Jorku zazdroszczę zawsze. Ale przyjdzie i pora na mnie, mam nadzieję :)
    Odpisuję tu na pytanie o Belgię – Bruksela, faktycznie, nie zrobiła na mnie ogromnego wrażenia, nie czuję potrzeby żeby tam wracać. Taki highlight to murale z bajki Tintin na każdym kroku :)

    Antwerpia i Gandawa – wydają się bardziej żywe, różnorodne i każde ma swój klimat. Polecam też Brugię, okrzykniętą ostatnio na wszystkich portalach z tanimi lotami ‚Wenecją Północy’, coś w tym jest – w Gandawie niby też są kanały, ale Brugia sprawia wrażenie bardziej ‚kameralnego’ miasta.

    Belgia jako jeden z punktów roadtripu to fajna opcja, ale ja byłam nią zmęczona po sześciu tygodniach (w tygodniu pracowałam jako au pair, w weekendy się szwędałam). Płasko tam wszędzie jak w Radomiu i przez cały czas tylko miast było nużące. Ale to też zależy co kto lubi. Ja lubię przeplatanki :) Zawsze też można znaleźć wyjście z sytuacji i po Belgii popędzić w bardziej urozmaicony krajobrazowo teren dla zrównoważenia doznań :)

    Lubię w roadtripach to , że krajobraz wciąż się zmienia, tak że głowa nie nadąża i oczy się nie nudzą. Biedna ta Belgia, bo ja ją oskarżam o monotonię, a w praktyce też nie jest. Jestem chyba spaczona tą intensywnością zwiedzania i wszystko też widzę inaczej przez to pierwszy raz podróżowałam sama-sama i nie miałam z kim przerabiać wrażeń ‚na bieżąco’.

    Mam nadzieję, że to co napisałam ma jakikolwiek sens, bo oczy już się kleją ze zmęczenia ;)

    • miało być, że ‚i zwiedzanie tylko miast przez cały czas’
      i ‚w praktyce tak nie jest’… lepiej już pójdę się wyspać :)

  • ło kurcze! fantastyczne to wszystko!

  • zabrakło mi słów *.*
    PIĘKNE!!
    +
    #zazdro #teżchcę

  • anon

    Dziękuję z całego serca za zdania rozpoczynane wielką literą!