Madera cz. II: Pico do Arieiro i południowe wybrzeże
Przeczytaj też wprowadzenie do Madery. Bardzo fajne, sama pisałam.
A tu możecie zabookować tani hotel w centrum Funchal. Z naciskiem na tani. Spałam, to wiem.
Nawet my, sceptycy Madery nie możemy udawać, że ta wyspa nie ma żadnych zalet.
Zaleta pierwsza: Madera jest kompaktowa. Z przystankami na siku z najbardziej oddalonych od siebie punktów wyspy można dojechać w półtorej godziny. Jeśli nie wytrzymasz półtorej godziny bez robienia siku to najprawododobniej masz coś z pęcherzem.
Zaleta druga: bolo de mel. Maderskie słodkie.
Smakowałoby jak nasz piernik, gdyby nie było 10 razy lepsze (a jedliśmy wersję supermarketową i z 5-cio letnią datą ważności; taki z piekarni rozwaliłby nam mózg).
Zaleta trzecia: na trzeci najwyższy szczyt (Pico do Arieiro) można wjechać samochodem, więc możecie sobie postawić stopę na wysokości 1818 mn.p.m. ot, tak – wysiadając na 5 minut z samochodu. Dla takich zaprawionych karkonoszystów jak my, to trochę mało. Pakujemy ciepłe kurtki, zakładamy buty trekkingowe i idziemy szlakiem na Pico Ruivo – jak zdobywać szczyt, to najwyższy (1862 m).
Szlak ma 5,6 km (albo 7, są dwie opcje) w jedną stronę i jest dosyć żmudny. Trasa dobrze oznakowana, nie sposób się zgubić – jeśli się zgubiłeś, to znaczy że spadłeś w przepaść, bo innych ścieżek po prostu nie ma.
W ogóle z tego co zauważyliśmy (w tych rzadkich momentach kiedy rozwiewała się mgła): jeśli macie problem z przepaściami – nie idźcie tą drogą.
PS: największy wybór aut do wypożyczenia znajdziecie TUTAJ. W końcu czymś na Pico do Arieiro trzeba wjechać.
Na każdym blogu, na każdej stronie przeczytacie, żeby na trekking wybrać słoneczny dzień. No dobra mądrale, tylko skąd mamy wiedzieć, że dzień będzie słoneczny skoro na miejsce dojeżdżamy przed wschodem słońca?
Może Wy wiecie: czy tak zapowiada się słoneczny dzień?
Nie.
A może tak wygląda słoneczny dzień?
Też nie.
Do tej pory po powrocie nie obejrzałam zdjęć na innych blogach, żeby nie było mi bardziej przykro niż jest.
Zamknięci w samochodzie, czekamy na okno pogodowe, ale nie możemy ignorować faktu, że przed nami już ktoś wyszedł – i zaraz wrócił. Delikatni, wiatru się przestraszyli.
Może jak się jedzie na dwa tygodnie to można wybrzydzać, ale my po jednym dniu już 1/4 wyjazdu mieliśmy za sobą. Wieje czy nie, wychodzimy.
Jeszcze nie wiedzieliśmy, że to nasze pożegnanie ze słońcem.
Proszę nie pytać „fajny klimacik zdjęć, rozmazywałaś to jakimś filtrem?”
Tak, kurwa.
Ten filtr nazywa się zimny deszcz i mgła jak mleko. Szukaj w Play Google Store.
Gratulacje, właśnie nie weszliśmy na najwyższy szczyt Madery!
Po drodze są tunele: 3 malutkie i jeden długi, więc warto wziąć czołówkę żeby nie wejść na czołówkę.
Nie wiemy co nas czeka po drugiej stronie góry na wylocie z najdłuższego tunelu, ale mamy nadzieję, że błękitne niebo i jednorożce.
Powiem tak: jeśli mieliśmy jeszcze jakąkolwiek nadzieję na dobrą pogodę, to po wyjściu z tunelu straciliśmy ją do reszty.
Przepraszam, ale ja jednak lubię mieć nagrodę za to, że się namęczyłam. Wchodzę na górę nie po to, żeby pokonać siebie, bo życie jest drogą i inne trololo. Wchodzę na górę, bo chcę zobaczyć widok. Więc jak widoku nie będzie, to i ja dziękuję. Tanio stawów kolanowych nie sprzedam.
Przypominam: to nasz drugi dzień na Maderze i już drugi raz rezygnujemy przed metą. 2:0 dla Madery. I weź tu człowieku miej dobre wspomnienia.
Patrzyliśmy jak inni ludzie dopiero zaczynają się schodzić i żal mi ich było. Oni też mieli gówno zobaczyć, bo chmury trzymały do końca dnia. Ciężko opisać, co czułam. Taka mieszanka Schadenfreude i współczucia.
No nic. W pełnym słońcu zjeżdżamy do Funchal na obiad – to, że nie dotarliśmy na szczyt nie znaczy że nie zasłużyliśmy na obiad.
Staraliśmy się zjeść coś innego niż zestaw dla turysty #1 (espada z owocami) i zestaw dla turysty #2 (espetada z warzywami), ale od przeznaczenia nie uciekniesz, zwłaszcza jeśli masz opłacony parking na dwie godziny.
Zjedliśmy więc swojego pałasza atlantyckiego z bananami i surówką od Grześkowiaka i nie powiem, smaczna ryba. Ryba dla ludzi, którzy nie lubią ryb.
Nasz plan na resztę dnia to hop-on hop-off tour wzdłuż oceanu.
Czyli tak jak ostatnio: jedziemy, a jak zatrzyma nas coś ciekawego, to stajemy. Miasteczko, miradouro, miradouro, miasteczko.
Niżej: dzieciaki w Camara de Lobos nie grają już w kosza.
Jeśli na parkingu stoi więcej autokarów niż samochodów osobowych, to wiedz, że dojechałeś do atrakcji turystycznej.
Wiej!
Śmieję się, oczywiście że prawie najwyższy klif w Europie (Cabo Girao, 583 m. wysokości bardzo bezwzględnej), na którym zamontowano skydeck, jest atrakcją. Ale faktem jest, że nie lubimy tłumów, więc tylko weszliśmy, poskakaliśmy po szybie żeby wystraszyć innych i pojechaliśmy dalej.
W ogóle, tam w dole ludzie mają domki. Zakładam, że jak ktoś buduje dom w tak niedostępnym miejscu, to dlatego że ceni sobie prywatność. I teraz wyobraźcie sobie, że 500 metrów wyżej ktoś buduje taras widokowy i tysiące ludzi dziennie zagląda temu komuś do ogródka.
To jest ten moment, który przywołuję jak ktoś mnie pyta: jak nam się podobało na Maderze.
Siedzę na tarasie na jednym z najwyższych klifów w Europie.
Mam widok na ocean.
Piję kawusię w cenie, za jaką w Polsce dostałabym liptona w plastikowym kubku.
I myślę tylko: „MEH.” Jak ma zachwycać, jak nie zachwyca?
Zauważyłam, że nawet słoneczne zdjęcia są u mnie ponure. Po prostu: my + Madera ≠ Wielka Miłość.
O, to parkingi są płatne? Tak, moi mili, parkingi w miasteczkach są płatne. Na szczęście są to groszowe sprawy, zwłaszcza że w mało którym miejscu będziecie się chcieli zatrzymać na dłużej niż godzinę.
Prawa: są psy tresowane do wyczuwawnia narotyków, są i takie do pilnowania japonek.
Lewa: podobno na Maderze żyją kobiety o trzech nogach. Prawda/fałsz?
Kaki i granaty znacie z ryneczku Lidla. A gdyby gruszka była cytryną, smakowałaby jak to żółte.
Niektóre miejscowości wspominam lepiej – bardzo podobało nam się w Madalena do Mar.
Może to piaszczysta plaża, może zniżające się słońce, może dziewczyny w bikini, ale tu parking opłaciliśmy chyba na całą godzinę.
Jak coś robić, to na sto procent. Jak oglądać zachód słońca to tylko z najbardziej wysuniętej na zachód części wyspy – Ponta de Pargo. Czy muszę mówić, że nie zdążyliśmy nawet na ostatnią minutę?
To może nie będę mówiła.
3:0 dla Madery.
Tyle rozczarowań na jeden dzień daje nam przynajmniej pretekst, żeby znowu się napić. Nasze prego popijamy winem z dzbanka, a na deser ciągniemy – no wreszcie! – po kieliszeczku pysznej, słodkiej Madery.
Jakie to szczęście, że zasada: po najlepszym dniu następuje dzień odwrotnie proporcjonalny działa także w drugą stronę i kolejną dobę bez naciągania możemy zaliczyć na plus. A zaczęła się od (SPOILER) nielegalnego oglądania wschodu słońca z helipadu.
O tym co, jak, dlaczego przeczytacie tutaj: Madera cz. III. To nie jest wyspa dla młodych ludzi.
Pst!
Zapisz się na najlepszy newsletter na świecie.
Kliknij w obrazek i czekaj na swój pierwszy numer. NÓWKA SZTUKA Nieśmigielska. SOON.