Wyznania byłej kuternogi
Dzisiaj gratka dla frakcji zwolenników postów z serii co u ciebie. Z okazji złamanej nogi mam dla Was wydanie świąteczne: CO U CIEBIE, KUTERNOGO?
Posty z wyjazdów leżą i się kurzą, ale Rzym – wieczne miasto; na Maderze – wieczna wiosna. Co tu się może przeterminować?
Jeszcze niedawno zamiast pić gruzińskie wino siedziałam uziemiona w chacie przez dwa tygodnie. Miałam dwie opcje: albo budzić się, płakać w poduszkę i zasypiać, albo zrobić te wszystkie rzeczy, na które na codzień nie mam czasu i jeszcze wysmarować o tym opowieść.
Ostrzegam, to chyba najbardziej lifestylowy (oraz modowy) (a nawet kulinarny) post w historii tego bloga. A tak naprawdę sporo się dowiedziałam o sobie i trochę lepiej wiem, jak żyć. Czy to znaczy, że mogę wydać poradnik?
Może od początku. Nie wiem, jak to się stało, wysoki sądzie. Rano w drodze do pracy przewróciłam się na rowerze – bywa, nie pierwszy i nie ostatni to raz. A wieczorem Tomek wywoził mnie z SORu na wózku dla inwalidów. Wyrok: 2 tygodnie w gipsie, a potem jak będę grzeczna to może przesiądę się na ortezę. Zalecenia: elewacja prawej kończyny dolnej. Chodzenie z pomocą kul łokciowych bez obciążania. I przeciwzakrzepowe szoty w brzuch na dokładkę.
Ja też czasem sobie marzyłam, jak to fajnie byłoby poleżeć na L4 w domu. Ale nigdy w tych marzeniach nie kuśtykałam o kulach.
Więc stało się: masz szlaban na życie. Od teraz jedyny dostępny zastrzyk adrenaliny, to jak zrobisz przeciwzakrzepowy zastrzyk brudną igłą. Rozrywka poza domem to taka, na którą mąż Cię podwiezie samochodem.
Jak przeżyć, żeby nie zwariować? Najważniejsze – uniknąć rozmemłania. Wstać rano, założyć torebkę foliową na nogę, wziąć prysznic. Business as usual.
Pamiętam lato po pierwszym roku studiów: zanim złapałam najgorszą dorywczą pracę świata (tak tak, Nieśmigielska rozdawała kiedyś ulotki), gniłam całe dnie w łóżku bo nie miałam siły wstać. Pamiętam, że raz nie poszłam siku przez cały dzień, bo mi się nie chciało – wstać; bo sikać bardzo. Czarna dziura to przy tym wesołe miasteczko.
I tu dochodzimy do sedna. Od rozmemłania powstrzymał mnie dziennik kuternogi. Założyłam sobie, że codziennie będę robić zdjęcia. Z kilku jestem zadowolona, kilka dobrze wyglądało – ale w głowie, kilku nie zdążyłam zrobić. I powstało coś takiego. Po modnemu, z obrazkami, i w punktach – by czytało się lepiej. Wszystkim.
Pierdnaście rzeczy, których nauczyło mnie bycie kuternogą.
0. To ściema z tym podpisywaniem się na gipsie.
Jakie podpisywanie, jak on cały obandażowany jest?
1. Żeby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała.
Każdy to wie lepiej od Ciebie. Obcy ludzie na ulicy będą Cię zaczepiać tym tekstem. Pijaczek spod sklepu to wie, kurier Pocztexu to wie. Głupi jesteś, że tego nie wiesz.
Nieważne, że kózka nie skakała, tylko jechała na rowerze do pracy – mniej więcej tak samo jak przez ostatnie 3 lata. Co tam, że możesz krzywo zejść z krawężnika i zrobić sobie o wiele większe kuku niż moje. Rower winien!
2. Świat się nie zawali jak gdzieś nie polecimy.
Wiedziałam, że wyjazdy nie mogą nam się udawać w nieskończoność. I miałam rację, chociaż najgorsze przyszło z zupełnie nieoczekiwanej strony – ostatnie pieniądze postawiłabym raczej na odwołany lot niż na dosłowne powinięcie sie nogi.
Nie polecieliśmy do Gruzji. I co? I nie umarłam. Polecimy jesienią.
Serio rozważałam wypożyczenie wózka inwalidzkiego, ale już sobie wyobrażam jak Tomek mnie pcha pod górę na Kazbegi. Żal tylko, że pokrzyżowaliśmy plany znajomym – miało być wypożyczone auto, miał być drift na kaukaskich szosach. Tomek już witał się z gąską, już ćwiczył na parkingu za blokiem.
3. To ja nie jestem niezniszczalna?
Młoda, zdrowa, prawidłowo się odżywiam, codziennie godzina ruchu na świeżym powietrzu – i jak to tak: noga złamana? Sorry, że gadam jak stara baba i w dodatku same banały, ale po pierwsze: trochę pokory. Po drugie: zdrowie jest najważniejsze. A także: częste mycie skraca życie. W zdrowym ciele zdrowy duch. I tak dalej, co się będę ograniczać, wierszówka leci.
Kojarzycie te starsze panie przesiadujące w oknach? Więc ja byłam taką panią. Z tą różnicą, że one chodziły szybciej ode mnie.
4. Wiem, jakie zdjęcia chcę robić.
Tylko jeszcze nie zaczęłam. Sporo czasu spędziłam na czytaniu, oglądaniu i rozmyślaniu ze zmarszczonym czołem o fotografii i trochę za długo wygrzewałam sie w blasku Waszych miłych komentarzy, a za mało sięgałam wyżej. Moje zdjęcia może są i ładne, ale za to puste jak wydmuszka.
4a. Pamiętnik kuternogi.
„Pamiętnik kuternogi” to wizualny zapis codzienności osoby chorej na złamaną nogę. 25-letnia Ela z dnia na dzień utraciła możliwość normalnego poruszania się. Osoba aktywna w przebywaniu poza domem zostaje zamknięta w 4 ścianach. Autorka przygląda się samej sobie chłodnym okiem dokumentalisty (a jest to bardzo trudne zwłaszcza jeśli trzeba kuśtykać do statywu z i powrotem 50 razy). Nie wstydzi się swoich słabości. Nie udaje, że umie donieść kawę do stolika bez rozlewania. Niemymi świadkami rozgrywanego dramatu są strategicznie porozstawiane po całym domu taborety. Nieśmigielska nie skarży się i nie oskarża. Milcząco pyta: jakie jest miejsce kuternogi we współczesnym świecie?
Poruszające. Nie wiedziałem, że kuternogi to też ludzie. 10/10. (John Doe, The New York Times)
5. Ninateka jest najlepszym przyjacielem uziemionego człowieka.
6. Kręci Cię pokonywanie własnych słabości? Złam nogę.
Jak pierwszego dnia o kulach wróciłam sama z piekarni, to padłam bez życia na łóżko i poszłam spać. Drugiego dnia ta sama operacja zajęła mi 30 minut. Trzeciego dnia – 20. W sobotę ukończyłam w sukcesem wyprawę do lidla – masło orzechowe samo się nie wykupi. Po półtora tygodnia sama przekuśtykałam kilometr do przychodni, a i bicek jak mi urósł. W kablu mam 18 cm.
7. Szafa pełna, a Ty nadal nie wiesz w co się ubrać? Złam nogę.
Jak masz do wyboru fizelinowe niebieskie spodnie i dresy – bo łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż przecisnąć gips przez spodnie rurki – to wiadomo, że na wielkie wyjście wybierzesz dresy. Na małe wyjście też wybierzesz dresy. Szczytem szyku przez te dwa tygodnie było założenie marynarki na imprezę – do dresów. Potem nie jest lepiej, bo lekarz każe nosić twarde buty. Trekkingowe mogą być. Co pasuje do butów trekkingowych? Dresy!
a) Kuternoga też człowiek, czasem zrobi sobie selfie.
b) Brzydko mi w krótkich włosach. Ale przynajmniej nauczyłam sie lewitować. A znam takich, co wyglądają ładnie, a latać nie potrafią. Zatkało kakao?
8. Ludzie są kochani.
Raz jedna pani zaproponowała mi podwózkę 200 metrów. Wiecie co to jest 200 metrów dla osoby chodzącej o kulach? Raz jeden pan wziął mnie na ręce i przeniósł przez pasy. Ten pan to nie był mój mąż. Mój mąż w tym czasie szalał na quadach pod Karpaczem.
Chciałabym też każdemu z osobna podziękować za odwiedziny u kuternogi. Dominika. Dawid. Radosław. Natalia. Natalia.
9. Natalia robi najlepsze wegeburgery na świecie.
Kim jest Natalia? Chciałabym napisać, że słynną blogerką, ale jeszcze nie ma bloga (ale już ma aparat). Pracuję nad tym, żeby ją namówić. Soon.
Z Natalią znamy się z czasów kiedy piszący blogi na na blog.pl śmiali się z piszących blogów na onecie. A teraz tak się złożyło, że mieszkamy na jednej ośce, kilka bloków od siebie. A teraz była na tyle miła, że nie tylko mnie odwiedziła, nie tylko pozwoliła sobie robić zdjęcia, ale jeszcze upiekła mi wegeburgery. To znaczy ja też coś pomagałam. Miskę z szafki wyjełam, piekarnik włączyłam.
Nie mówcie, że blacha wegeburgerów za zapas profilowych na facebooka to nie jest uczciwy deal.
Na warsztaty z wegeburgerów z Natalią już nie ma miejsc, ale na warsztaty z krojenia cebuli coś powinno się znaleźć, mogę zapytać.
10. Nie taka znowu najgorsza ta polska służba zdrowia.
Może to szczęście nowicjusza, ale inicjację przeszłam łagodnie. Było sporo nerwów, zwłaszcza jak próbowałam się umowić na kosultację do ortopedy na za dwa tygodnie (powodzenia!), ale koniec końców prawie wszystko załatwiłam od ręki. Poznałam jak to jest stać w kolejce do kolejki; wiem już jak to jest wylosować szczęśliwy numerek. Teraz mogę pokiwać głową i powiedzieć: co Ty wiesz o służbie zdrowia. Ja wyleczyłam się na NFZ od początku do końca.
11. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Czasem najpiękniejsze słowa jakie usłyszysz to „kocham cię”, czasem „wynik negatywny”, a czasem – „twarde buty”. Tak mi powiedział lekarz na kontroli, a po zobaczeniu RTG kazał spadać do domu. Bez gipsu (za to w jednym bucie).
10a. Twoj kot ma w dupie, że złamałeś nogę. Interesuje go tylko czerwone światełko. Chcesz mieć komu się wyżalić, załóż sobie bloga.
12. Jałowe jest życie blogera.
Nie wierzę, że nie śniliście freelancerskiego snu. Snuć się z macbookiem pod pachą z kawy na lunch, z lunchu na kawę? Robić szmal pomiędzy plotami z psiapsiółą, a dużą latte?
Więc zasmakowałam takiego życia jak zdjęli mi gips, nawet hajs się zgadzał, bo za wypadek w drodze do pracy dostaje się 100% wynagrodzenia. I sorry, ale to strasznie jałowe jest. Po pierwsze: jakie ploty, jak wszyscy Twoi znajomi są w robocie?
Po drugie: na myśl o pracy na etacie od 7:30 do 15:30 pewnie większość z Was dostaje torsji, „nigdy w życiu nie mogłoby tak pracować” i tak dalej – a ja Wam powiem, że lubię swoją pracę za biurkiem. I że jak już zdejmę garsonkę (bo skoro pracuję za biurkiem to na pewno noszę garsonkę!) i zzuję obcasy ze swoich zmasakrowanych stóp (jak wyżej, te haluksy!), to wpływam na przestwór oceanu wolnego czasu. Który doceniam właśnie dlatego, że musiałam na niego zapracować. I dopiero wtedy mi się chce robić wszystko inne. Na przykład pisać waszego najulubieńszego bloga w całym internecie.
12. Kiedy życie daje Ci cytryny, zrób z nich lemoniadę.
Ale jakby, to wszystkiego się wyprę.