Szkocja: Skye is the limit
Jak tam, bilety do Szkocji kupione? To dzisiaj utwierdzę Was w przekonaniu, że dobrze zrobiliście.
Przypominam, Szkocja to nowa Islandia. Kto niech wierzy, niech spojrzy niżej. I czyta dalej. Mam tego więcej i nie zawaham się spamować. Dzisiaj jeździmy po szkockiej Wyspie Skye.
Ja też do niedawna nie wiedziałam, gdzie jest Isle of Skye i z czym to się je. Słowa kluczowe: wyspa, Szkocja, północ, Hebrydy Wewnętrzne, deszcz (dużo deszczu), mgła (ciągle mgła) – nadal nic. Ale jedno z piękniejszych miejsc na ziemi – to już coś nam mówi, nie? Mam na to twarde dowody w postaci dokumentacji zdjęciowej, która powstała w dniach 23-25 kwietnia br. Chodźcie!
Ale pierwsze rzeczy pierwsze. Obiecałam sobie, że opiszę pewien incydent, który miał miejsce na drodze A82 w kierunku Glencoe – tej samej, która już na starcie rozwaliła nam mózg i moglibyśmy cały wyjazd jeździć po niej kółko – i też nie bylibyśmy stratni.
Hop-on hop-off tour trwa w najlepsze, tj. co chwilę proszę żeby zatrzymać samochód bo MUSZĘ zrobić zdjęcie. Wtem, Tomasz pyta: gdzie jest moja czapka? Ty ją miałaś. Na pewno Ci wypadła jak wyskakiwałaś po swoje (zasrane) foteczki. I dorzucił: TYPOWA ELA – mając na myśli, że jeśli ktoś coś zgubi, ktoś się zgubi, ktoś czegoś zapomni – to na pewno będę to ja.
Ja co prawda nie przypominam sobie momentu, w którym mogłabym zgubić tę cenną relikwię z pomponem, ale wiadomo – typowa Ela ma słabą pamięć.
Wiedząc, jak bardzo Tomasz był przywiązany do czapki, siedzę jak myszka. Widzę, że jest zły, a Tomek nieczęsto bywa zły. Ale jak już, to porządnie. Przepraszam, ja odkupię, Ty się nie złość, masz rację. Typowa Ela.
Martwa cisza w samochodzie trwałaby pewnie kolejne 3 dni – gdyby czapka nie znalazła się w podłokietniku. Do którego cisnął ją Tomek. BADUM, KURWA, TSS. Ale ile nerwów się najadłam, to moje. To tak à propos tego, kto terroryzuje kogo w naszym związku.
Wracając do relacji – dzień II zaczynamy od Coral Beach:
już sam pomysł niebiańskiej mini plaży na północy Szkocji wydaje się zabawny. Woda taka turkusowa, piaseczek taki jasny. Oh wait – to nie piaseczek. To pokruszone koralowce.
5 minut dla geografii: najbardziej na północ wysunięte są półwyspy: Duirinish, Waternish i Trotternish. Z nich zaś najpiękniejszy jest Trotternish, o czym łatwo się przekonać jadąc drogą z Uig do Staffin, takie cuda tam się dzieją.
Najlepsza była budka telefoniczna w szczerym polu. Hola hola, pamiętaj że nawet jeśli zatrzymałeś się pośrodku niczego, nadal jesteś w Wielkiej Brytanii. Królowa patrzy. Patrzy na Ciebie oczami setek owiec.
Po tym, co zobaczyliśmy poprzedniego dnia byłam mocno sceptyczna, czy coś jest w stanie przebić góry Cuillin. Ale potem weszliśmy na Quiraing.
Właściwie nie wiem jak określić, czym jest Quiraing – wikipedia podpowiada, że to osuwisko w północnej części Wyspy Sye. Seems legit. Ja dopowiem, że jest to bardzo widowiskowe osuwisko. Wygląda to, jakby ktoś rozgrzebał ziemię wielką łyżką i sobie poszedł bo mama zawołała na obiad.
Osuwiska to moje ulubione formacje geologiczne. Wasze od dzisiaj też, zoba zoba!
Całe szczęście, że posty takie jak te zwalniają z obowiązku pisania. Minimum słów, maksimum obrazków.
Za każdym krokiem z tych 7 kilometrów powtarzasz sobie, że to niemożliwe. Niemożliwe, żeby gdzieś było tak pięknie. A na końcu szlaku siadasz i wyjmujesz Maltesersy. Jeśli miałabym cokolwiek zmienić, to dla wzmocnienia efektu „wow”, kupiłabym większą paczkę. Mamy też filmik jak delektujemy się jednym po drugim, ale boję się tej tony hejtu, jaka by na mnie spadła po publikacji. Mam jeszcze resztki sumienia.
Więc mówią, że na Wyspie Skye pada? Ciekawe. Plotki i pomówienia.
Tyle zdjęć! Dla równowagi, z plaży w Staffin i dwuminutowego oglądania Kilt Rock nie mam nic, nawet pół złamanej foteczki.
Nie wiem gdzie tu logika, że tak dużą popularnością cieszą się tak mało ciekawe rzeczy. Im bardziej nie trzeba się oddalać do samochodu, tym więcej Japończyków z aparatmi się kręci.
Aha, w Staffin na plaży można oglądać ślady dinozaurów. Osobiście myślę, że to ściema – jakim cudem dinozaur zostawił dwa ślady? Przyfrunął, stanął na kamieniu i odfrunął? I nie piszę tak dlatego, że ich nie znaleźliśmy i nam głupio.
Takie miasteczka jak Portree (Cascais, Ustka) powinno się zaorać. Im bardziej szukasz w nich czegoś ciekawego, tym bardziej tam nic nie ma – poza jedną uliczką jak z pocztówki, o wiele zresztą brzydszą niż na pocztówce.
Niedobra kawa i średnia fish&chips – oto, co nas spotkało w Portree. A czas uciekał. A mogliśmy w tym czasie hasać po górach. Szczęście, że do gór mieliśmy 15 minut samochodem.
Na szkockich drogach panuje festiwal uprzejmości. Łatwo być uprzejmym na jednopasmowej drodze, skoro specjalne zatoczki do mijania (passing place vel: passing palace albo pissing place) są co 200 metrów, albo i gęściej.
Fairy Pools. Specjalista ds. Wyspy Skye, Małgo, mnie ostrzegła (a i ja widziałam po google images), że raczej nie jest to miejsce, które poruszy jakiekolwiek struny w moim sercu – mówię o basenach. Ale gdyby potraktować szlak po prostu jako widokową przebieżkę, której efektem ubocznym są stawy po drodze, a efektem głównym – góry na wyciągnięcie ręki – miód malina. I jako taki spacer wzdłuż Fairy Pools polecam, Elżbieta Adamska.
₤
Obsługa na campingu w Sligachan była już bardziej zorientowana we własnym cenniku i czy się stoi (samochodem), czy się leży (w namiocie), 7,50₤ od łebka się należy. Za to ciepła woda do oporu.
Niepokoi mnie trochę fakt, że moją pierwszą potrzebą nie było umyć się czy zjeść (a czekały na nas chipsy i ciastka) – ale znaleźć wifi. Przecież facebook z instagramem czekają. Wifi nie było i tak. I dobrze.
To jest kolejna rzecz, za którą ukochałam sobie ten wyjazd. Spanie w samochodzie. Budzenie się rano na taki widok. Na śniadanie tort kawowy z supermarketu. Ja chcę jeszcze raz. I już drobię nóżkami na myśl, że za miesiąc o tej porze rozstawimy sobie namiot pod Dettifossem albo innym Jökulsárlónem. Mam nadzieję, że nieprędko się zrobię za stara na takie rzeczy.
Na deser przed odjazdem na południe zrobiliśmy krótki szlak pod Old Man of Storr. Czyli to, co Wam wyskoczy jak wpiszecie w google images „Isle of Skye”. To był ten jeden, jedyny raz kiedy nie mieliśmy słońca. Mieliśmy śnieg (przez chwilę).
Oto, co znaczy dobry timing. Pierwsze zdjęcie zrobione o 09:55. Drugie – 10:07. Trzecie – 3 minuty później. I tak dalej.
Łącznie opadów na Wyspie Skye (wyspie mgieł, przypominam) – 30 minut i 3mm. Podejrzewam, że łatwiej trafić szóstkę niż mieć tyle słońca w Szkocji na raz. Dlatego następnym razem na bank będzie lało non stop.
Złota zasada: nigdy nie zakładajcie, że fotki będziecie robić w drodze powrotnej. Nie będzie się Wam chciało. Trzeba kuć żelazo póki gorące. W jedną stronę nastrzelałam kilkadziesiąt zdjęć, w drugą – kilkanaście, chociaż krajobrazy nie gorsze.
Samochodem jeździliśmy 3 dni, a w Szkocji byliśmy 4. Co oznacza, że jeden dzień spędziliśmy w edynburskiej ultimate gościnie u Małgosi i Jakuba, objadając ich z brownie. O tym w następnym odcinku szkockich opowieści. Będzie się działo, będzie nawet alkohol.