Co u ciebie wiosną?
Jednak korzystniej byłoby sobie strzelić w stopę, niż pisać co u mnie raz na 3 miesiące. Tak dużo obrazków. Tak mało Was to musi obchodzić. Wolicie nie zobaczyć jak się robi neony czy jak poznańscy blogerzy podróżniczy pili wino? Żartuję, wszystko zobaczycie. To będzie bardzo długi wpis, już ja sie o to postaram. Przzygotujcie zapasy jedzenia.
Godzina 0 coraz bliżej. Co to będzie za ślub! Już nawet kupiłam 50 mm z autofokusem – nigdy więcej nie trafionych z ostrością zdjęć. To jest, o ile wyczyszczę obiektyw wybrudzony pierwszego dnia od środka (gruszka + obiektyw w torebce, słabe połączenie) i nie będzie problemów z silniczkiem. Hehe.
Śni mi się, że ślub Dominiki i Michała jest piękny, tylko zdjęcia robię takie niepiękne. Przed swoim się tak nie denerwowałam.
Pierwszy do portfolio – jak mi się spodoba zabawa, to kolejne za gruby hajs. Dla blogerów zniżka 1%.
Na hasło „wieczór panieński” nawet się nie kryję, tylko wywracam oczami i symuluję wymioty. Gdyby to ode mnie zależało, na wieczorze Dominiki byłoby więcej kolegów (ubranych) niż koleżanek, ciężarówka jedzenia i planszówki. Gdyby babcia miała wąsy – bo to nie ja organizowałam. Mimo że już na wstępie wykluczono striptizera i jazdę 10km/h po mieście w białej limuzynie, na myśl o przebierankach, dekoracjach i konkursach najchętniej udawałabym chorobę – gdyby nie fakt, że impreza była u nas w domu.
Co się okazało: nie miałam racji (jak to?). Była dobra impreza.
Poznałam po tym, że w niedzielę wstałam o 9:00 zamiast o 7:00, na śniadanie była zimna pizza, na obiad – chipsy z wczoraj. I przez ¾ dnia przeleżałam w łóżku.
Zdjęcie grupowe. Nie wiem jaka była komenda, chyba „zróbcie mądre miny”.
Pierwsze spotkanie poznańskich blogerów podróżniczych nie zachowało się w kronikach, gdyż nie było zdjęcia grupowego. A nie było zdjęcia grupowego, bo sie wstydziłam dać hasło: do fotki – wystąp. Na drugim poszło łatwiej: i ja tam byłam, kawę i wino piłam, oraz na wspólnej foteczce wystąpiłam.
Zapowiada się także pierwszy grill poznańskich blogerów podróżniczych oraz pierwszy spływ kajakowy poznańskich blogerów podróżniczych. Wiemy, że jest was więcej – nie wstydźcie się wyjść z szafy. Jesteśmy fajni i otwarci na nowe znajomości. Grillujemy już za chwilę – z plusjedynkami. Po raz pierwszy w dziejach na spotkaniu „branżowym” to Tomek będzie osobą towarzyszącą. Rozbuchało mi się życie towarzyskie!
Od lewej: Mateusz, Ania, Agnieszka, ja, Luiza i Bartek, Kinga.
Święta, święta i po świętach. Kwiecień-plecień bo przeplata. Polecam zeszłoroczną odę do mojej rodziny, w tym roku na Wielkanoc ograniczyłam się do kilku mocnych obrazków. Pozdro rodzino, tak trzymać!
To nie porachunki mafijne. To lany poniedziałek.
Pewne rzeczy się nie zmieniają, jak pralka frania i kalendarz ustawiony na август 1990 roku u mojej babci w łazience.
Kot to, czy kameleon? Przybiera kolor dywanu w 3 sekundy.
Raz w roku jest taki dzień, kiedy Poznań grzebie zimę w wielkim stylu. zazwyczaj wypada w okolicach 21 marca. Przypadek?
Zwykłe topienie Marzanny jest dla przedszkolaków – Marzannę najpierw musi odprowadzić tłum ludzi; zanim pindę utopimy w Warcie, najpierw musi zapłonąć. A orkiestra będzie grać do końca. A po wszystkim – piknik. I wtedy można mieć pewność: zimy więcej nie będzie. Nie 11 listopada, ale Pogrzeb Zimy to moje ulubione miejskie święto. Rozumiem, że widzimy się za rok. Kto przynosi badmintona, kto bierze koc, a kto piecze brownie?
Z serii: powinnam zrobić przewodnik po Poznaniu, ale mi się nie chce:
Chcesz zobaczyć pchli targ z prawdziwego zdarzenia, nie taki z nieprawdziwego zdarzenia, jak w Rzymie? Zapraszam w niedzielę rano pod Starą Rzeźnię w Poznaniu. Najlepsze źródło zaopatrzenia w tzw. chemię z Niemiec, kradzione rowery, używane ubrania, zapisane notesy z lat 60., stare numery Ty i Ja.
To był w ogóle pamiętny dzień: wróciliśmy do domu z: rowerem (Tomek; ciekawostka – wigry sprzedały się w 24 h, podczas gdy ja mam na sprzedaż sprawnego górala, którego pies z kulawą nogą nie chce), filiżanką, kubkiem, gazetami o fotografii sprzed pół wieku, książką – a jeszcze przed zachodem słońca przytargałam krzesło spod śmietnika. Oczywiście, do renowacji. Tak samo jak renowuję poprzednie krzesło, które stoi u nas od grudnia.
Lato 2015 to chyba pierwszy taki wodniacki sezon w Poznaniu. Nie mam problemu żeby się określić gdzie z kocykiem – wiadomo, że nad rzekę! Moda na wodę jest super.
Poznań to nie Warszawa, zachęcam także do rozłożenia kocyka na Brzegu Wschodnim (generalnie my w Poznaniu jesteśmy ponad takimi podziałami); nie jednej, nie dwoch – lecz 3 miejskich plaż (podobno ma się dawać sprawdzać przez internet ile jest wolnych leżaków!); no i po prostu – na trawie, nad Wartą. Olać Lato z Radiem, lepsze jest Lato nad Rzeką. Względnie nad jeziorem, tych też w Poznaniu ci u nas dostatek.
Dwa zwiastuny lata: truskawki i Kontenery w Poznaniu.
Nowe Kontenery na wygląd może mniej fotogeniczne niż stare, ale będę probować zrobić coś ładnego do skutku.
Sypnęły się pieniążki na projekty i w tym roku dzielnice atakują. I dobrze, Poznań to nie tylko Stary Rynek. Jak dla mnie Poznań to wszystko, tylko nie Stary Rynek.
O Jeżycach mówią, że to Centrum Wszechświata. Może i prawda, zwłaszcza odkąd jest Centrum Amarant.
Jedyny Dom Tramwajarza na świecie, gdzie możesz nauczyć się żonglerki, kaligrafii i litewskich pieśni ludowych. Jedyne miejsce w Poznaniu, gdzie na potańcówkach didżejami bywają być seniorzy.
Niedługo zaczną tam dawać jeść. Szybciej, bistro Tramwajarz!
Ale uwaga, piłeczkę odbija Wilda z zajezdnią na Madalińskiego.
Jesienią napisałam pół żartem pół serio, że zanim powstanie post o dzikiej dzikiej Wildzie, będzie można się tam napić kawy w hipsterowni. Post nie powstał (ale materiał uciułałam), a na Wildzie można nie tylko napić się kawy innej niż z Żabki, ale też zjeść wegelunch, handmade chleb i włoską pizzę na cienkim cieście z oliwą zamiast sosu. Niemniej nadal po „klimatyczne podwórka”, „industrialny klimat”, garść murali i solidny wpierdol zapraszam na Wildę. Żartowałam, murali jest więcej niż garść.
Do gry włączył się też Łazarz – tu powstaje pierwsza w Poznaniu galeria fotografii. Inicjatywa w 100% oddolna – i to oddolna do tego stopnia, że nawet środki na remont pozyskali ze zbiórki. A na praotwarcie – wystawa. A na wystawie – prace wszystkich chętnych – rozumie się, że i moja. Czy już mogę wpisać to do CV?
Prace wszystkich chętnych – to brzmi groźnie, ale wierzcie mi, że nie było ani jednego słabego zdjęcia. Odwiedzajcie Pix.house jak tylko wyremontują lokal po sex shopie (true story) i otworzą się podwoje. Dam znać, co i jak.
Dużo wyjazdów na raz brzmi fajnie, ale to oznacza, że na większości wydarzeń w mieście cię nie ma. A jak jesteś, to ci się nie chce iść. Noc Muzeów, Restaurant Day, Tydzień Architektury? Co to takiego?
Jedyne co mi się udało, to załapać na oprowadzanie po pracowni neonów p. Piotr Heinze. Człowieka, przez którego ręce przeszedł każdy neon w Poznaniu, a który obecnie na nadmiar roboty narzekać nie może. No weźcie, pomóżcie panu Piotrowi, nie znacie nikogo kto potrzebowałby neonu?
Nawet Muzeum Narodowe w Poznaniu podłapało hype na neony i dlatego jeszcze do 9 czerwca (uf, zdążyłam!) możecie się cieszyć naprawdę fajną wystawą. Nawet ja się sporo z niej dowiedziałam, a przypominam, że miałam fazę na neony już w 2009 i zdążyłam przejrzeć cały internet w temacie.
PS: to chyba najmniej kocie „co u ciebie” w dziejach tego cyklu. Wrzucam bonus na pocieszenie. Do następnego razu, będzie już po truskawkach!