Dwa Jarząbki
czyli mój pierwszy raz jako fotograf ślubny.
Dominika i Michał to wyjątkowa para. To zaszczyt i wielka przyjemność, że mogłam towarzyszyć im w tak ważnym dniu.… not! Nie żeby to nie była prawda, ale halo – tu nieśmigielska.com – chyba jedyna osoba na świecie, która ze ślubu przyjaciół potrafi zrobić posta o tym czego się nauczyła fotografując taką imprezę pierwszy raz w życiu.
Znamy ich dłużej, niż oni znają siebie nawzajem. Dominika była moją świadkową, Tomek był świadkiem Michała. To oczywiste, że Dominika i Michał to wyjątkowa para i że to przyjemność i tak dalej – naprawdę muszę to pisać?
A może zamiast tego napiszę o tym, czego się nauczyłam i spłacę chociaż trochę długu zaciągniętego podczas szukania wedding photography tips&tricks.
Duża część to oczywista oczywistość, ale no błagam – czy ktokolwiek z Was, kto miałby okazję do pouczania innych, zrezygnowałby z tego ot tak? (Cisza.)
Bardzo szybko nauczyłam się najważniejszego: nic nie zależy od Ciebie. Robisz z tego, co jest – a może być różnie: wyobrażasz sobie, że kościół = białe przestrzenie, a okazuje się, że ciemna klitka. Makijażystka może mieć w pompie to że Ty robisz zdjęcia, ona też pracuje. Pokój, w którym rodzice błogosławią może mieć 2 metry kwadratowe. I tak dalej. Co zrobisz? Nic nie zrobisz, starasz się.
Przeżyłam chwile grozy kilka razy, ale przecież nie powiem pierdolę, nie robię bo sala jest za ciemna. Rób nie marudź, zawsze coś wyskrobiesz w lightroomie. Nawet jeśli nie będą do portfolio, to będą na pamiątkę – o to chyba chodzi nie?
To już trochę wiedziałam z telewizji: warto rozmawiać. Rozmowa z Dominiką (bardziej przesłuchanie, ale wolę słowo: ankieta) bardzo wiele mi rozjaśniła w zakresie oczekiwań. Ot, prosta sztuczka: opisz w trzech słowach jak wyobrażasz sobie swój ślub. Jakie są Twoje ulubione detale stroju, wystroju. Kogo/czego absolutnie nie mogę przegapić. Kiedy mam odpuścić i aparat opuścić. Jak wygląda kościół, jak sala, a jak pomieszczenia w których będzie się działo ubieranie, błogosławienie – wszystkie te ślubne rzeczy. Oraz cały plan dnia i marszruta z uwzględnieniem odległości i środków transportu.
Sprzęt: ten co zawsze – Pentax k30 + Pentax SMC DA 50 mm f/1.8. Sporadycznie przydawał się szeroki kąt: 24 mm/2.8 – akurat mój jest manualny, ale jeśli będę się bawić w fotografię ślubną częściej, to na pewno zainwestuję w AF. Mam też dłuższą (Samyang 85 mm f/1.4) stałkę do portretów, ale nie użyłam. I niech mi ktoś powie, że jasne 50 mm to nie jest uniwersalny obiektyw. Drugie body pomyślane jako statyw pod szeroki kąt – nie przydało mi się za wiele (ale świadomość ż e j e s t – krzepiąca). Lampy zewnętrznej nie miałam, lampy wewnętrznej nie używam jeśli nie muszę (nie musiałam – ale też nie było wesela).
Nie bądź żyła – kup zapasowe karty.
Nie bądź leniem, sformatuj te karty, które masz.
Rób w RAWach – zawsze.
Grip to nie jest głupi pomysł. Niby byłam obstawiona akumulatorami z każdej strony, ale i tak drżałam że akurat Michał puści łezkę z oka. A ja gdzie będę? Obok, wymieniać baterie.
Nie przeszkadzaj. I nie przesadzaj. Wbrew pozorom, zdjęcia nie są najważniejsze na świecie. Czasem musiałam sobie przypominać, że to ja jestem dla młodych, a nie oni dla mnie.
PRZYGOTOWANIA: moje ulubione.
Dzięki statusowi członka rodziny (serio, mam mówić „mamo” do mamy Dominiki) wolno mi było wszystko i jeszcze więcej. A Dominika rodzinę ma taką, że Borejkowie to mogą im herbatkę parzyć i jeszcze zapytać czy mogą pozmywać. To zaszczyt i wielka przyjemność być na biforze z malowaniem paznokci i jeść z Wami kanapki z chocoduo na śniadanie. Pozdrawiam!
Z całym szacunkiem, ale wizyta u fryzjera to strata czasu i gdybym miała wybierać, wolałabym czaić się z aparatem na rodzinę, która jeszcze nietknięta presją czasu je śniadanie na luziku. Szanse są jak 10 do 1, że ceremonia czesania odbywa się w ciemnym pomieszczeniu, fotele po bokach są zajęte, Ty przeszkadzasz fryzjerowi, a jedyne co stamtąd wyniesiesz przez dwie godziny to zdjęcie panny młodej z tapirem na głowie. I tak go nie pokażesz na blogu.
O wiele ciekawsza jest kosmetyczka, która światła dziennego potrzebuje jak bloger facebooka.
Przy okazji: Dominika to pierwsza panna młoda, która nie miała podkładu na twarzy. Moszna? Moszna. To czemu dziewczyny tak często wyglądacie jak Joker?
Michał też chciałby mieć tyle zdjęć co Dominika, ale co poradzić – nie jest tak ładny. Z całym szacunkiem, ale wciąganie czarnych skarpet i zapinanie rozporka nie jest tak ciekawe jak kolektywne zapinanie haftek u sukienki. Ale dobra, zapisuję w kajeciku – więcej uwagi na pana młodego. Niech ma. To trochę też jego dzień.
Widać, że Michał przygotowany na plan B. Plecak, a w plecaku: portfel, szczoteczka do zębów, majtki na zmianę i paszport z wizą amerykańską.
ŚLUB: dość krytyczny moment, w którym wiele zależy od warunków. Warunków, które nie zależą od Ciebie. Wizja lokalna wskazana.
Ja miałam szczęście: kościółek był neutralny w dekoracji i bardzo jasny (jak na kościółek). Ale gdybym musiała, wyobrażam sobie, że wolę zwiększyć ISO i udawać że to ziarno w czerni i bieli (albo zarobić na lepsze body) niż odpalać lampę. Światło naturalne > światło sztuczne.
Poza tym dość statyczna impreza, w spokoju można dobrać ustawienia, porobić zdjęcia gościom, poczatować na czułe gesty i geściki między młodymi. Pamiętajcie o ogrodach oraz o znudzonych dzieciach, które ziewają albo dłubią w nosie.
Też wpadłam w pułapkę i nie zmieniłam ustawień na wyjście z ciemnego kościoła na jasne zewnątrz. Wierzcie mi, nie chcecie nie być pewnym czy prześwietliliście te zdjęcia do cna czy może da się coś odratować.
Bardzo trudno jest zapanować nad grupą. Warto mieć dodatkową osobę do pomocy, zaganiacza – do zdjęć w grupach i grupkach. Osoba musi być autorytetem, żeby żadna babcia jej nie podskoczyła (dziadkowie i małe dzieci to najmniej zdyscyplinowane osoby, kiedy przychodzi do ustawiania się do zdjęć).
Plus, życzenia wydają mi się lekceważone, a przecież to tyle okazji na raz do uśmiechów, całusów, przytulań.
Znam dwie takie, co też Wam zrobią takie. I kościół udekorują, i samochód przystroją, a bukiet jaki przysposobią. Jak kwiaty we włosach to tylko od Mai i Kasi. Chętnym chętnie podam namiary
Tomek przypisuje sobie ojcostwo chrzestne tego związku, ale hola, hola panie Adamski! Kto pierwszy sprowadził kogo do naszego za rzadko sprzątanego studenckiego mieszkania na Piątkowie? Ja Dominikę, czy Ty Michała? Właśnie.
Ale w skrócie love story Jarząbków brzmi tak: gdyby nie Ela z Tomkiem, tego ślubu by nie było.
PLENER:
Każdy ma swoje coś. Lata na ulicy sprawiły, że mam oko wyćwiczone do „reportażu”.
Tak sobie wymyśliłam, że plener zrobi sie za mnie: słońce będzie zachodzić i dawać pomarańczową poświatę, młodzi będą się w tej poświacie całować, ja będę tylko cykać seryjne. Wróć do punktu pierwszego: nic nie zależy od Ciebie, a już najmniej pogoda. Wykorzystaj pola maków, które widziałeś po drodze i to szybko, bo za 5 minut będzie padać. A poza tym: młodzi są naprawdę zmęczeni. Tak, prawdopodobnie sensowym rozwiązaniem jest przełożenie tego na inny dzień.
W pozowanych widzę swój słaby punkt. Kompletnie nie sprawdziła się próba ustawiania. Nawet nie wiem, co się mówi (zróbcie coś ślubnego?). Help!
Jako hejter wesel popieram opcję obiadu ślubnego. A najlepsza i tak była kiełba z grilla, wódeczka w altance i spanie w namiocie. Tak powinien wyglądać każdy after po ślubie. Szczerze dziwię się, że komuś może przyjść coś innego do głowy.
Ale to nie wszystko. Poczułam się jakbym to ja dostała prezent od Dominiki, bo rzecz działa się na starej plebanii w zachodniopomorskim. Cały strych do mojej dyspozycji. Czaicie co można znaleźć na takim strychu? Porzucone krucyfiksy. Stare dekoracje ołtarzy. Jezus z hakiem zamiast ręki. Kwitnąca cebula. A spiżarnia! Nikt z Was nigdy nie oglądał takiej spiżarni (jednej z dwóch). Skończyło się tak, że to ja wracałam obładowana siatami.
Jestem tyranem, w niedzielę kazałam się Dominice znowu wbić w suknie ślubną. Żeby dokończyć to co nieukończone.
Foty na trawie. Powiecie że banał. Ale jaki ładny, właściwie samograj. Potrzebna jest młoda para – może być odrobinę wczorajsza, ale to nie szkodzi (photoshopped); wysoka drabina + jeśli została Wam wyrzutnia płatków, która miała wystrzelić przed ślubem ale nie wystrzeliła bo została w bagażniku w innym samochodzie – to jest jej czas. Pamiętajcie, że to cholerstwo ciężko się zbiera z trawnika. Do listy składników należy dorzucić więc grabie.
MAMY TO!
I teraz takie pytanie: ujdzie to? Według mnie – tak, inaczej bym się nie pytała. A jeśli nie – to dlaczego? Bo widziałam o wiele gorszych zdjęć, za które ludzie nie wstydzili się podpisywać nazwiskiem i brać hajs. I nie mam nic przeciwko, żeby przyszedł dzień, w którym zarobiłabym pierwszy milion pierwszą złotówkę na swoich fotach. Już czas. Nieśmigielska – fotografia ślubna. I inna. Poznań i okolice.