Przypominam miejsce akcji (głównie sobie, żeby się ponapawać): znajdujemy się w eleganckim hotelu w Stambule, dokąd udało nam się prześlizgnąć dzięki promocji Mastercarda. Przy rezerwacji Tomek poprosił o pokój z widokiem na morze – jak szaleć to szaleć, w końcu nikt nie wie że zapłaciliśmy grosik. Więc mamy.
Jest bardzo rano. Muezzin sobie wzywa na modlitwę. Ja sobie patrzę. Tomek sobie śpi. Słońce zaraz sobie wzejdzie. Jest pięknie.
Inaczej niż w Maroko, gdzie głos muezzina brzmiał jak syrena alarmowa. Ale głowy nie dam, przed szóstą rano różne rzeczy się mogą wydawać. Faktem jest, że tylko pierwszego dnia ocknęłam się na tyle żeby wysłuchać niezsynchronizowanego śpiewu muezzinów, patrząc na Morze Marmara o wschodzie słońca; potem już mi się ta sztuka nie udała. Szkoda!
Co powinno pójść na pierwszy ogień przy zwiedzaniu Stambułu? Pytanie! Naprawdę nie warto być tak offowym, żeby nie chcieć zobaczyć Hagii Sophii.
Faktycznie niezwykły zabytek, co przyzna nawet tak nieobeznana z historią osoba jak Tomek. Zdziwiłam się, jak łatwo przerobić chrześcijańską bazylikę na meczet. Wystarczy dostawić minarety, zatynkować mozaiki i voilà – meczet jak malowanie!
Jeden minus: skąpe informacje dla odwiedzających. Już mogliby dorzucać tego audioguide’a do biletu, skoro kosztuje 40 zł.
Wyjątkowo nie dziwię się Japończykom, że pierwsze co robią po wejściu do środka to grupowe selfie. Architekci dobrze wiedzieli co robią. Może niekoniecznie w kontekście robienia sobie fotek z dziubkiem, ale światło w Hagii Sophii jest doskonałe.
Na fali zwiedzania jak z przewodnika poszliśmy od razu do Cysterny Bazyliki (20 TL – ~25 zł) – ale to już zupełnie nie dla mnie (pewnie dlatego, że w środku za ciemno, żeby zdjęcia robić). Nigdy nie kręcił mnie Indiana Jones. Jeśli mam wybierać, wolę Harrisona Forda jako Hana Solo.
Gdybyście wiedzieli, jak bardzo po tym wpisie napaliłam się na zwiedzanie warsztatów na tyłach Grand Bazaaru, to byście zrozumieli jak bardzo oklapłam, kiedy zobaczyliśmy że nie da rady. Żeby ze wszystkich dni w roku trafić idealnie w muzułmański odpowiednik Wielkanocy! Wszystko pozamykane. Pojedynczy sprzedawcy sprawiali wrażenie jakby poszli do pracy tylko po to, żeby nie siedzieć ze swoją starą w domu, bo kto kupuje spodnie w Wielkanoc? (zawsze, ale to zawsze ci panowie sprzedawali spodnie.)
Zgodnie z moją nową filozofią: nie ma tego złego, spacer przez puste ulice w okolicach Grand Bazaaru traktuję jako unikalne doświadczenie, niedostępne przez pozostałe 360 dni. Wy się będziecie przepychać przez dziki tłum, a my nie-e!
Im bliżej przystani w Eminönü, tym więcej stoisk było otwartych, ale w pompie miałam dywany we wzory i szklaneczki do herbaty, ja tylko chciałam dachy i dziedzińce.
Ciekawi, co teraz sprzedaje się najlepiej na bazarach? Hit sezonu: paralizator. Paralyzer is the new selfie stick.
Pan z pudełkiem pod koszulką na plecach, w chwilach kiedy nie chował się przed policją, sprzedawał viagrę.
Zalety miasta położonego na wzgórzach? Rooftop cafes! Tyle plusów, ile kawiarni na dachach.
Kobiety w islamie vs mężczyźni w islamie. Znajdź 10 różnic.
Taka Fatima, lat 19. Nosi chustę, bo chce? Nie zamieniłaby swojej burki na nic innego? Czuje się bardziej pewna siebie, bo nie jest oceniana przez swój wygląd? Czy może tata tradycjonalista, a później mąż tradycjonalista nie chce słyszeć o odkrytych włosach? Pewnie wystarczyło podejść i zapytać, teraz nigdy się nie dowiem.
Spraw damsko-męskich ciąg dalszy.
Co, molestował Cię ktoś? – zażartował sucho Tomek, po tym jak poprosiłam żebyśmy wysiedli z tramwaju. Opadła mu szczęka jak powiedziałam: tak, molestował mnie ktoś.
Tłumaczę sobie, że to mogło się zdarzyć wszędzie – ale zdarzyło się w Stambule, w zatłoczonym tramwaju, gdzie byłam jedyną blondynką.
Jak bardzo gwałtownie zareagowałam? Dałam po ryju czy zaczęłam krzyczeć? Otóż nie.
Jedyna reakcja, na jaką było mnie stać, to wysiadka. I wstyd. Wstydziłam się tego, że się wstydzę (ja! nie on!). Więc do Was piszę, dziewczyny, bo chłopaki nigdy nie będą wiedziały jak to jest. Nie siedźcie cicho. Walcie jak w bęben za siebie, za mnie, i za wszystkie inne dziewczyny które sparaliżowało w podobnej sytuacji.
Miało być o meczetach, więc proszę: w Maroku z meczetów widzieliśmy tyle, ile się dało przez dziurkę do klucza. W Turcji – polityka otwartych drzwi (poza czasem modlitw), korzystaliśmy z okazji pełnymi garściami. Ujęły nas meczety jako miejsca, do których możesz po prostu przyjść posiedzieć. Ktoś się cicho modli, ktoś plotkuje, ktoś robi selfie, dzieciaki biegają po (mięciutkim) dywanie. Mam 15 lat porównania z polskimi kościołami katolickimi i tak przyjaznej atmosfery nie widziałam nawet na tzw. mszach dla dzieci.
Ujęły mnie też malutkie meczety osiedlowe, wstawione pomiędzy domy.
Czytałam o tureckiej gościnności, ale nie spodziewałam się, że dopadnie nas akurat w meczecie. Z okazji nie skorzystaliśmy (już widzę ten hejt: luzerzy jesteście, a nie blogerzy podróżniczy). Ale cała akcja z zapraszaniem nas na kolację przypominała werbowanie do szeregów Świadków Jehowy: Czy chcesz poznać tajemnice Pisma Świętego?
Czy wiesz, co to jest sufizm?
Dżyngis Chan (true story, tak się nazywał nasz nieznajomy znajomy), możesz nie wracać do domu na kolację jeśli nie przyprowadzisz ze sobą dwóch Europejczyków – na bank tak mu mama powiedziała. Poza tym twierdził, że mieszka na Beyoğlu, a był na mszy w Fatih – to tak jakby mieszkać na Wildzie, ale po bułki chodzić na Piątkowo. Coś ściemniał.
No dobra, usprawiedliwiam nas – jesteśmy leszcze że nie poszlismy; ale jak można się zorientować: naprawdę najbardziej otwarci ludzie na świecie – to nie my.
Tomek, nadal myślisz, że słowo „ninja” nie jest tak samo zrozumiałe na całym świecie?
Nie wiem, czy istnieje deser bardziej pracochłonny niż baklava, a jednak na witrynach zawsze stoją całe blachy. Cuda, cudeńka! Kto to wyrabia?
Baklavy nie muszę pokazywać, od kiedy jest w gazetkach Lidla z okazji greckiego tygodnia, więc dałam sobie spokój z fotkami. Dłużej bym ustawiała ostrość niż jadła.
Jako nowinkę ze słodyczy Waszej uwadze polecam künefe (tłum. ciągnący ser pod słodką skorupką). Hint: zamawiajcie na połowę z Waszą połową.
Czy w Stambule są uliczki? Są, ale trzeba wiedzieć gdzie. Za to jak już się trafi, to prosto do uliczkowego raju. O taki Stambuł walczylim!
Zajęło nam to kilka godzin łażenia w skwarze, pod górę i w niepewności czy dobrze idziemy, ale niech stracę: najlepsze uliczki są na Balat i Tarlabaşi. W sensie to są dwie zupełnie różne okolice, ale mają ten jeden wspólny mianownik. Malowniczość. I stromość. Im stromiej, tym malowniczej. Uliczki w Porto mogą uliczkom w Stambule skoczyć robić pranie.
W dzisiejszym odcinku: Balat (i sąsiedni Fener). Dawne ośki: żydowska i grecka. Jak tak poczytałam, to nasze dzisiejsze multikulti w porównaniu z dawnym Stambułem wypada blado. Tu znajdziecie coś do poczytania – po fakcie żałuję że nie trzymałam marszruty ścislej, ale i tak godziny spędzone na błądzeniu po Balat wspominam najlepiej z całego wyjazdu.
Choćby nie wiem jak próbować obrócić tę sytuację, dupa zawsze będzie z tyłu, a my zawsze będziemy białasami ze smartfonami i lustrzanką na szyi. Fotografującymi malowniczą biedę. Ale co, czy to znaczy że wolno mi chodzić tylko po ulicach gdzie są hotele? Kiedy ja nie chcę oglądać innych turystów, ja chcę przybić piątkę z dzieciakami i wyściskać z turecką babcią.
Przez taką naprawdę niewesołą okolicę, gdzie kobiety oskrobują na obiad osmoloną głowę owcy, a dzieci robią smutne miny i wyciągają ręce po pieniądze, szliśmy tylko raz. Nie zrobiłam zdjęcia.
No, to skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy – foteczki! Bardzo dużo foteczek. W technikolorze!
Ulubioną zabawą tureckich chłopców (ok, domyślam się że chłopców w każdym kraju, ale stereotyp jest stereotyp) jest zabawna w wojnę. Autentycznie, mogłabym złożyć całą kompilację tematyczną: boys & guns.
Doszliśmy tak daleko, to co nam szkodziło pójść na piechotę dalej, aż do wzgórza Eyüp gdzie docelowo planowaliśmy zalec przy kawiarnianym stoliku i nie ruszać się przez dwie godziny? Idzie się pod górę (jak to na wzgórze), ale drogę umila otoczenie: dużo kotów (jak to na cmentarzu). Najstarszym cmentarzu w okolicy, gdzie pochowali się sułtani, wezyrowie; i gdzie w 1994 roku siedemnastolatek zamordował austriacką profesor. Nie ma to jak doczytywanie ciekawostek po fakcie.
Hint: jeśli nie szkoda Wam życia na stanie w kolejce, możecie wjechać/zjechać kolejką linową w cenie normalnego biletu MPK. Nam było szkoda, ale może ktoś się skusił i opowie jak było?
Ha, spróbujcie tylko znaleźć wolne miejsce przy stoliku przed zachodem słońca! Chyba że jesteście tak sprytni i zwinni jak my. To był jeden jedyny raz, kiedy korciło nas żeby nie zapłacić, tak nieogarnięta była obsługa, ale dzięki temu przynajmniej mogliśmy dłużej siedzieć i oglądać specyficzny zachód słońca: bez zachodu, ale ze Złotym Rogiem i panoramą Stambułu na widoku. Nikt by nas nie wygonił, bo nikt nam nie podał jeszcze menu.
Nie wiem co na to Włosi, ale jeszcze nie spotkałam się z innym określeniem na lahmacun niż „turecka pizza”. Od kiedy pizzę roluje się jak tortillę, przegapiłam jakiś gastrotrend? Pizza czy nie, warto spróbować, tylko może nie o 21:00 i jeszcze poprawiać chałwą. Czas przestać się oszukiwać, że w spodnie nie mieszczę się bo łykam dużo powietrza jak mówię. Mówię serio.
Tyle na dziś. Stambuł i Nieśmigielska mówią dobranoc, bezdomne koty na noc. Do następnego tygodnia!