Wracamy za 3 miesiące (+ Ankieta)
Od tego się zaczyna – i nie znam nikogo, kto by się wyleczył: najpierw są weekendy tanimi liniami w Europie.
Potem przychodzi chętka na inny kontynent. Na tydzień, może dwa.
A potem to już Cię nie ma kilka miesięcy, bo rzuciłeś pracę i kupiłeś bilet w jedną stronę do Paragwaju.
My nie tacy radykalni, ale i na nas przyszła pora: 1 stycznia wylecieliśmy do Buenos Aires. Punkt 31 marca wracamy z Chicago. Co się wydarzy między tymi dwoma datami – sami nie wiemy, ale mamy nadzieję, że będzie grubo.
Kojarzę sporo takich co teraz uśmiechają się pod wąsem i mówią „trzymiesięczna podróż do Ameryk? Pff, kiedy to było?”. No więc dla nas to jest TERAZ. I cieszymy się jak dzieci.
A potem to wiadomo, sprzedaje się mieszkanie i rusza w podróż dookoła świata.
FAQ:
To dokąd w ogóle lecicie?
Nasza trasa: Buenos Aires – Patagonia argentyńska – Boliwia – Peru – San Francisco – Parki Narodowe w zachodniej części USA – Chicago – Warszawa. Na pierwszy rzut oka brzmi fajnie, na drugi – widać, że robimy typowy gringo trail, jaki robiły setki tysiecy przed nami i po nas, ale cii, nie każdy musi wiedzieć.
Jak wy to robicie?
Wracam do tego, co napisałam po wyjeździe do Stanów. Nie wystarczy sobie powiedzieć: wyjechałoby się gdzieś. Ale wystarczy sobie powiedzieć: wyjedźmy za rok na kilka miesięcy do Ameryki Południowej i Północnej – i zacząć zbierać kasę. Złożyć wniosek o urlop bezpłatny. Szukać biletów. Czytać blogi, wypożyczać przewodniki.
A nie boicie się? (Powszechnie wiadomo, że wszędzie, gdzie jedziemy – jest wojna).
Jeśli czegoś się boimy – to siebie. Boimy się, że pokonają nas wydatki. Że zjedzą nas nerwy i kłótnie. Że nie będziemy umieli odpoczywać, tylko zwiedzać od świtu do nocy przez 3 miesiące. Że im więcej bodźców, tym mniej będzie w nas zachwytu. Ogólnie na wszelki wypadek nastawiam się na przynajmniej jedną kradzież i jedną poważniejszą chorobę (ubezpieczeni jesteśmy). Lepiej się miło rozczarować, co nie?
PS: zgadzam się, to potwornie głupie informować wszem i wobec że wybyliśmy na wczasy i mieszkanie stoi puste. Ewentualnych złodziei uprzejmie informuję, że w naszym mieszkaniu – nawet jak tam jesteśmy – nie ma czego kraść. Częstujcie się: używane mebli z Ikei są do Waszej dyspozycji; po powrocie i tak będziemy malować, to nawet na rękę że będzie pusto.
Ale Ela, co z blogiem?
A bo ja wiem? Najpierw zakładałam, że raz w tygodniu robimy przymusowy postój, żeby trochę się ponudzić odpocząć – i napisać posta. Potem, że może raz na 10 dni się zbiorę. A jak by tak co dwa tygodnie?
Dzisiaj myślę, że jak zrobię 3-miesięczną przerwę to przecież nie umrę. Krew nie woda, blog nie praca. Kto by tam siedział z nosem w laptopie jak Ameryka za oknem? Więc w kwestii ciągłości pisania jest jedno wielkie ZOBACZYMY. Na razie mam jeszcze jeden post z Indonezji w zapasie, ale coraz więcej zbiera mi się świeżynek z Buenos. Coś się niedługo urodzi.
Ankieta! Ankietę zawsze: i chciałam, i bałam się. Bałam się, że:
a) nikt jej nie wypełni
b) nie spodoba mi się to, co napiszecie.
Teraz jestem już duża dziewczyna, obiecuję że nie obrażę się za krytyczne uwagi. Ba, wdzięczna będę za wypełnienie jak nie wiem co!
Ankieta to blogerski standard: pytam o tematykę, częstotliwość, długość postów – znane rzeczy. Oceniam na 3 minuty roboty, można ją wypełnić za jednym posiedzeniem na kiblu. Pomożecie? Wypełnicie?