Stary człowiek i Woodstock 2014 – TUTAJ.
Stary człowiek i Woodstock 2015 – TUTAJ.
Stary człowiek i Woodstock 2017 – TUTAJ.
Gdyby ktoś mi powiedział 4 lata temu, że datę przystanku Woodstock będę co roku zakreślać w kalendarzu na czerwono, to przysięgam – zabiłabym go śmiechem i nie miałabym litości.
Tymczasem co? W tym roku stuknął nam jubileuszowy, 3. Woodstock. Stary człowiek coraz starszy, a podoba mu się coraz bardziej – a wydawałoby się, że powinno być odwrotnie, że z wiekiem kij w dupce tkwi coraz ciaśniej.
Żebyśmy się dobrze zrozumieli – nie szukam Andrzeja i nie odpowiadam automatycznie zamknij się, jak ktoś woła zaraz będzie ciemno. Ale chodzę z uśmiechniętą japą i przybijam piątki każdemu chętnemu.
Co by się nie działo, jedno mogę obiecać na pewno – aż taki luzak, żebym skorzystała z toi toia na Woodstocku to nie będę. Prędzej zatańczę w błocie pod grzybkiem.
Trzeci Woodstock rok po roku to też dobra okazja do porównań: można się przekonać, czy robię lepsze zdjęcia, jak zmieniały się trendy w obróbce i selekcji, oraz możliwości sprzętowe. W tym roku dochapałam się szerokiego kąta z autofocusem (24 f/1.4, obecnie w naprawie, hehe…) i muszę powiedzieć, że tego mi było potrzeba. Skradam się jak pantera do ludzi na metr, strzelam – i dzięki AF zawsze trafiam.
Za każdym razem odkrywamy nowe światy. Woodstock 2016 różnił się od poprzednich, tym, że:
– nie przyjechaliśmy w weekend, tylko na czwartek-piątek. Strzał w dziesiątkę! Wszystko, co mnie dotąd uwierało, czyli: smród, morze ludzi i morze śmieci – wyparowało. Albo inaczej: jeszcze się nie skumulowało. Ludzi było dużo, ale nie za dużo. W piątek spod sceny głównej na małą scenę po prostu idziesz. W sobotę – stoisz w korkach. Nie przypominam też sobie, żebym brodziła w tym roku po kostki w puszkach po piwie. Minus: trzeba wziąć ten dzień urlopu.
– padało. Do trzech razy sztuka, wreszcie trafił i nas deszcz. To był pierwszy Woodstock, na którym zamiast złotej godziny miałam szarość dnia. I co? I nic, a i łatwiej takie zdjęcia przepuścić przez lightrooma.
– spaliśmy na polu namiotowym. Bez obawy, nie na TYM polu namiotowym. Dla true woodstockowiczów Toi Camp to zaprzeczenie idei tego festiwalu, ale dla mnie możliwość nie-stania w kolejce do ubikacji/prysznica dwie godziny wydała się wystarczająco przekonująca, żeby zapłacić im te hajsy.
– dowiedziałam się, jak to jest, jak gra zespół, który naprawdę się lubi – a nie jak się lubi zespół, bo akurat gra na Woodstocku.
Ogólnie cóż mogę powiedzieć: jedźcie, chociaż raz w życiu. Ja przeszłam fazy od paniusi kręcącej noskiem, po brudasa w kaloszkach (jeszcze tylko taplanie się w błocie przede mną) i nie wyobrażam sobie nie przyjechać w przyszłym roku.
Plus, tu okazje do zdjęć naprawdę leżą na ulicy. Czasem trzeba je tylko wygrzebać z błota.
Na listę moich ulubionych wynalazków w historii ludzkości jako nowość – i to od razu do pierwszej dziesiątki – wskakują kalosze. Jakie to szczęście, że głosy w mojej głowie podszepnęły mi, żebyśmy najpierw pojechali po gumowce do Decathlona, a dopiero potem na Woodstock. Teraz bym płakała nad zniszczonymi nówkami adidasami.
Jeśli nie kalosze, to chociaż japonki. Inaczej zostaje Wam brodzenie po błotostradzie boso. Też przyjemne, ale nie tak przyjemne jak wdeptywanie z premedytacją w najgłębsze kałuże.
Tomasz, bardzo z siebie zadowolony, nazwał swoją stylówkę: angielski lord na polowaniu. Nie miałam serca Ci powiedzieć tego na żywo, więc piszę teraz. Kochany. Do angielskiego lorda na polowaniu było Ci jeszcze bardzo, bardzo daleko. Nawet gdybyś miał na głowie kaszkiet, a w ręku smycz z chartem na końcu.
PS: zabawnie się to zbiega z nigdy nie opowiedzianą anegdotką o tym, jak w wypożyczalni samochodów na Islandii w zeszłym roku Tomasz figurował jako Lord Tomasz. Co automatycznie czyniło mnie panią lordową Tomaszową, tak czy nie?
Niżej: Lord Tomasz i punkowcy, historyjka obrazkowa.
Na ostatnim zdjęciu powinno być jak Tomek dostaje wpierdol, ale ktoś wyrwał mi aparat i wdeptał go w ziemię.
Żartuję!
Przez 3 lata nie widziałam ani jednej bójki, ani jednego chamskiego zachowania (poza zachowaniem Tomasza). W tym roku już w ogóle Owsiak wprowadził stan Alfa, wiedząc że dobra zmiana patrzy mu na ręce, więc bardziej bezpiecznie jest chyba tylko na zakończeniu roku w zerówce.
Na Woodstocku najczęściej można mnie zobaczyć jak stoję w kolejce do Lidla. Albo wyjściu z Lidla, jak jem jedynego słusznego loda.
Nie wypada się śmiać z Kasi Nosowskiej, filaru polskiej sceny muzycznej, ale czy naprawdę osoba, która pisze jedne z lepszych tekstów piosenek w kraju, to ta sama osoba, która na scenie zachowuje się jak 10-cio latka?
Różni ludzie na Woodstocku, różne przebrania, ale nawet najbardziej wymyślne nie przebiją ponadczasowej prostoty. Mniej znaczy więcej.
Mój tegoroczny numer jeden. Chłopaku z miską na głowie, odezwij się, to wyślę Ci więcej zdjęć!
W XXI wieku dla punków nawet selfie nie jest zbyt mainstreamowe. O tempora, o mores!
Zespół dla którego wzięłam z pracy urlop zamiast przeznaczyć go na podróże: The Hives!
Po Hey, a przed the Hives, pod sceną zrobiło się tak pusto, że myślałam że mam do czynienia z zespołem niszowym. Oh wait, zapomniałam że jest rok 2016 a nie 2006 i każdą muzykę świata na żądanie wszyscy mają w 10 minut z internetu, a nie: najpierw czytają o niej w gazecie muzycznej, czasem usłyszą w Vivie Zwei i dopiero potem, utwór po utworze zasysają na Soulseeku.
Okazało się, że wszyscy poszli w przerwie do kibla (bo chyba nie na Łzy pod małą scenę?), a jak wrócili, to znaleźliśmy się w samym środku pogo.
Koncert przedni, ale ja lubię jak frontman jest showmanem, a nie smutasem w wyciągniętym swetrze (Tomek się nie zgadza).
Tym, którzy nie znają The Hives, polecam tę płytę. Gdybym była didżejem na silent disco, puściłabym ją ludziom na repeat i poszła na fajka – i nawet by nie zauważyli, że mnie nie ma.
Miałam marzenie: wstanę rano, uchwycę wschodzące słońce na Woodstockiem i pobuszuję po polu namiotowym z aparatem, jak ludzie jeszcze śpią. Myślałam, że o 7 rano wszyscy leżą nieprzytomni i zaczynają ogarniać koło południa, a ja w tym czasie – buch! stoję pierwsza w kolejce po świeże bułeczki z Lidla.
Figa – ani nie było takiej siły, która by mnie wyciągnęła z namiotu o piątej rano, ani nie byłam nawet w pierwszej dwudziestce w kolejce do sklepu przed otwarciem.
Z aparatem pochodziłam trochę później. Jak to jest na tym Woodstocku? Właśnie tak. I naprawdę nie wiem w czym problem. Pokażcie te zdjęcia swoim mamom, niech zobaczą.
PS: już wiem o co chodzi z tą strona na Facebooku: w tym roku dotrę na warsztaty na Woodstocku. W przyszłym roku na pewno dotrę na warsztaty na Woodstocku!













O jedzeniu: kiedy foodtrucki za drogie, kolejka do sklepu za długa, a w 40 cm kiełbasach w bułce po prostu nie gustuję, nie było innego wyjścia jak przeprosić się z zestawem hare hare od Kryszny (poprzedniego dnia dostaliśmy porcje małe i zimne, wniosek: nigdy nie chodzić tam na koniec dnia). Porcja energii kosmicznej za jedyne 8 zł.
Zdarzyło mi się w Poznaniu, gdzie można się mnie spodziewać, ale żeby tak zostać rozpoznanym w tłumie ludzi na festiwalu? Dzięki, Julia! Julia jest przemiła, miała najlepszą stylówkę (wzdycham do do Twojej bluzy z kreszu) i obiecała, że weźmie się za regularne prowadzenie bloga (300 tysięcy ludzi może potwierdzić!).
Niestety w tym roku praca Tomka wzięła rozbrat z allegro i w kolejce do młyńskiego koła musieliśmy stać jak zwykli śmiertelnicy.
Najpierw się stoi, długo stoi; potem podaje swoje dane osobowe, dużo danych osobowych; potem trzeba przepedałować dwa kilometry żeby świat zobaczył jakie allegro jest proeko, a na końcu nie robisz ani jednego fajnego zdjęcia z góry, bo akurat kilometrowa kolejka do toi toiów się rozeszła. W przyszłym roku nie idę!
Koncerty! Nie zrozumcie mnie źle, ale przez 90% czasu jest mi absolutnie wszystko jedno, kto występuje na scenie. I tak przez 90% czasu będzie mi się podobało. Mój ulubiony czas na Woodstocku, to ja zaczynają się koncerty. Wtedy jedną nóżką tupię do taktu, a jedną rączką robię fajne zdjęcia. Uwielbiam tamtejszy festival crowd.
I tak jak na ulicy się kitram z aparatem, żeby ludzie nie widzieli jak robię im zdjęcia – bo mogliby mieć pretensje; tak na Woodstocku się kitram z aparatem żeby ludzie nie widzieli jak robię im zdjęcia – bo zaraz zaczynają pozować. Ale z szacunku robię i pozowane.
Czas na wyznanie: mam obsesję na punkcie miejsca na dysku i selekcji zdjęć. Notorycznie robię rzecz, którą normalnie odradziłabym każdemu, każąc puknąć się w głowę – przeglądam zdjęcia w aparacie i jeszcze na tym malutkim ekraniku usuwam wszystkie takie, które wiem że na pewno nie-e, żeby nie zawalać pamięci laptopa. No i usunęłam, jedno z fajniejszych zdjęć z tego roku. Nie polecam, Elżbieta Adamska.
Jeszcze tylko Oberschlesien (takie wysokie oczekiwania, a tak średnia zabawa) i do domu. Stary człowiek musi się wyspać.
PS: Kupuję modę na te dresy w kształcie pikachu. Za rok przyjadę w swoim.