Co u Ciebie jesienią? 2016
Co u ciebie, czyli sztuka selekcji.
Wiecie ile samokontroli trzeba, żeby zmieścić 3 miesiące życia w 100 obrazkach?
Jeśli jestem w stanie zmontować jednego posta z 3 miesięcy, to:
albo nic się u mnie nie działo.
Albo rzeczy, które się działy – działy się po ciemku. A ja po ciemku aparatu nie wyjmuję, bo nie lubię.
Albo przed sformatowaniem kart pamięci nie skopiowałam zdjęć na komputer. To też jest opcja, aczkolwiek nie polecam. RIP płockie mistrzostwa piłki ręcznej juniorów (true story).
To, co przez resztę roku jest moim błogosławieństwem, późną jesienią i zimą przeklinam: stałe godziny pracy. Przez ostatnie 2 miesiące słońce widziałam: w Gruzji, na Malcie i w Izraelu. Czasem jeszcze widzę je z okna w pracy, jak się ze mnie śmieje. Złota jesień? Poranne mgły? Znam, ktoś wrzucał na instagrama. Zakładając, że weekend spędzamy w Poznaniu, mogę też z góry założyć, że będzie ponuro na dworzu. Albo inaczej: będzie ładnie, ale wtedy na pewno będziemy leżeć w łóżku skacowani.
Pierwsze rzeczy pierwsze:
Tym, którzy nie wiedzą: prawo jazdy to dla mnie synonim nieprzepracowanej traumy. Do dziś krążą plotki, jak to skasowałam autobus KM Płock podczas pierwszego podejścia. Prawda była trochę inna: skasować autobus, a złożyć lusterko przy omijaniu to zasadnicza różnica, ale łatka nieudacznika została. Więc dałam sobie spokój.
9 lat później okazało się, że nauka nie idzie w las i żaden autobus nie został skasowany nadaremno. Zdałam za pierwszym razem.
I pierwsze, co usłyszałam, to: teraz Ty jedziesz na myjnię. Nie wiem czy Tomek zdaje sobie sprawę, że równy podział obowiązków przy samochodzie = równy podział obowiązków w domu. To znaczy wie, ale udaje że nie.
Dajcie mi się jeszcze trochę popodniecać.
Plastik w portfelu to jedno, zacząć jeździć – to drugie. Nie zdziwiłabym się, gdyby za moimi plecami obstawiano zakłady: stuknie kogoś w ciągu pierwszego kwartału czy nie stuknie? 30:1 że stuknie.
W sumie dziwne, że nie stuknęłam, bo z pierwszych jazd wychodziłam z płaczem.
Może to się wydawać zaskakujące, ale osobie, która dopiero zaczyna jeździć potrzeba: wsparcia, dobrej rady i życzliwej atmosfery. Nie: krzyku, rzucania komend obrażonym głosem i milczenia z premedytacją (to jako odpowiedź na zwrócenie uwagi żeby na mnie nie krzyczeć)
Tak Tomasz, do Ciebie mówię. Ja mogę nie być najlepszym kierowcą, ale Ty na pewno jesteś najgorszym backseat driver.
A to, że jak nie wyłączę świateł to się rozładuje akumulator? Albo że przy wyłączonym silniku wskazówka nie pokazuje rzeczywistego poziomu paliwa? Czy ja naprawdę muszę wszystko wiedzieć?
Jest taki frazeologizm: uśmiechać się do wspomnień. Więc ja najbardziej uśmiecham się do tegorocznego Marszu Równości. Do tęczowych flag, wiszących w centrum miasta. Do prezydenta, który szedł na czele pochodu.
Ci kibice Kolejorza, którzy nie mogli przeżyć, że przez jeden dzień w roku ktoś mógł otwarcie zamanifestować odmienność, wywiesili potem na trybunach transparent: Poznań przeprasza za tęczowego Jacka.
A ja na to: chuja się znacie. Poznań dziękuje za tęczowego Jacka.
Więc mamy dwie strony barykady.
Po jednej wszyscy się uśmiechają i tańczą do George’a Michaela.
Po drugiej zagląda się innym do majtek, a jak coś się nie spodoba, to wiadomo: wypierdalać, jebać, do gazu.
Może to ja jestem zakuty łeb i – niezły paradoks – brakuje mi empatii, ale nigdy nie pojmę, jak zamiast otwartości na inność można wybrać niechęć i agresję? Po co? Nie wygląda, jakby łatwiej się z tym żyło.
Zresztą ja to ja, na mnie nikt nie warknie za to, że idę z moim mężem za rękę po mieście. Ale co czuły osoby, na które w ten jeden jedyny dzień nikt się nie krzywił, tylko i wyłącznie dlatego, że chłopak-z-chłopakiem czy dziewczyna-z-dziewczyną? Mogę sobie tylko wyobrażać.
Rok temu na swoim koncie nie miałam ani jednej manify w życiu – nawet jeśli się z czyimiś racjami zgadzałam, to ani było mi w głowie paradować po ulicy i wykrzykiwać je na głos, wydawało mi się to trochę śmieszne.
Jak to się wszystko człowiekowi może zmienić. Teraz w ciągu 30 dni brałam udział w 4 manifestacjach – 3 czarnych i jednej tęczowej. Jako że śmiało można nas zaliczyć do tzw. lewactwa, coraz mniej żartem, a coraz bardziej serio zastanawiamy się z Tomkiem nie: gdzie wyjechać, jak żyć?
Ale: gdzie wyjechać, żeby żyć?
Kronika Towarzyska:
Że zorganizuję w domu przebieraną imprezę, to byłam pewna, odkąd w Boliwii kupiłam sobie spódnicę cholity.
Pozostało mi pożyczyć kapelusz, lalkę jako dziecko (prawdziwego nikt nie miał pożyczyć) – i czekać na Halloween. W tym roku impreza odbywała się pod hasłem Cukierek albo psikutas.
Pozwólcie że przedstawię gości: Tomasz jako Janusz (prosto z Sharm el Sheikh) / Pablo Escobar (prosto z Medellín). Był też słynny Wampir z Przeźmierowa, Charlie Michał Chaplin i inne znakomitości.
Mój pierwszy raz na autostradzie to bynajmniej nie sztuka dla sztuki. Żeby wyprzedzać tiry z prędkością 130 km/h musiałam mieć ważny powód. Np. tort urodzinowy Luizy (pyszny! Chcecie taki?).
Tradycja jest tradycją: drużyna Tomka musi przegrać (nawet mi was nie żal), a Time’s up i Taboo to najlepsze gry na imprezę.
Hint: zwróćcie uwagę na pr0 dipping station (prezentacja na prośbę organizatora) i kartkę urodzinową z Fidelem Castro.
Niby wiedziałam, że praca fotografa ślubnego to nie szampan, elfy i świeże kwiaty, ale domyślać się, a poczuć na własnej skórze to dwie różne rzeczy.
Dwa słowa: ciężka orka. I stres tak silny, że ja – profesjonalny obżartuch – na weselu ledwo zjadłam cokolwiek. Uświadomić sobie, że ode mnie będzie zależał kształt wspomnień z najważniejszego dnia w życiu – to duży ciężar.
Ale i: duża satysfakcja. Zwłaszcza jak młodzi zaraz po obejrzeniu fotoksiążki zaczynają ją oglądać jeszcze raz.
Nauczka na przyszłość: zdjęcia mają oglądać też babcie i znajomi z pracy, więc w fotoksiążce tylko grzeczne ujęcia!
Więcej zdjęć będzie w portfolio, które się robi i zrobić nie może. (@Tomasz Adamski?)
Wy też sobie wyobrażacie, że jak plener ślubny to tylko w lesie, babie lato i zachód słońca?
A co, jeśli parze, którą fotografujecie na hasło: las, jezioro wywracają się flaki z nudów? Co jeśli młodzi są przeziębieni i chcą zdjęcia w domu, jak grają w planszówki?
O ironio, tego dnia był naprawdę piękny zachód słońca. Wiem, bo widziałam z okna.
Co mnie nie zabiło, to mnie wzmocniło. Dzięki Justynie i Grzesiowi weszłam w tak głęboką wodę, że teraz tradycyjny plener w lesie to będzie dla mnie bułeczka z masełkiem.
Pokażcie mi drugie takie miasto w Polsce, które praktycznie nie posiada instytucji tarasu widokowego*, otwartego dla zwiedzających.
Kto chciałby zobaczyć Poznań z góry albo musi zatrudnić się w szklanych korpodomach w centrum albo studiować na Uniwersytecie Ekonomicznym (ale zawsze może wejść na kawę do bufetu).
Albo pojechać do Czerwonaka, na kozacką wieżę widokową.
Nie wiem tylko, kto wymyślił kraty, kraty dookoła. Bezpieczeństwo bezpieczeństwem ale przesada przesadą.
*Mam świadomość, że taras widokowy na Zamku Gargamela Przemysła jest już otwarty (we wtorki – za darmo), ale a) jeszcze nie byłam, więc jeszcze nie polecam; b) na oko widać, że 30-te piętro to to nie jest.
No dobra, raz udało mi się przyłapać złotą jesień – ale musiałam specjalnie wstać przed świtem i pojechać do lasu. W nagrodę za trud, przez szosę przed maską przebiegły mi sarenki. Uprzedzając pytania – przeżyły.
Niestety – albo się prowadzi furę, albo się robi zdjęcia. Duży minus bycia swoim własnym kierowcą.
Jeszcze we wrześniu miałam przyjemność być świadkiem, jak Natalia dołącza do grona ostrych lasek.
Zawsze chciałam postać z aparatem nad kimś kto ma robiony tatuaż, więc nie wiem czyje marzenia spełniły się bardziej – moje, czy jej.
Dla kurażu przed tatuażem zrobiłyśmy mały urbex – ale to, co miało się okazać opuszczonym budynkiem spółki kolei (atrakcyjność: 3/10), okazało się czyimś mieszkaniem. Teraz mam problem – jak opuszczony ale zamieszkały, to urbex czy nie urbex?
Pr0 tip: zanim przeskoczycie przez płot, sprawdźcie czy furtka nie jest otwarta. Nasza była.
Kiedy piszę te słowa, Natalia jest laską ostrą do sześcianu (3 tatuaże w 3 miesiące… and counting!). A i ja trochę czułam, że tak to się skończy: napatrzę się i sama będę chciała. Już wiem u kogo, mniej więcej wiem kiedy, nie wiem tylko co i w którym miejscu. Ale na pewno się pochwalę, w końcu po coś prowadzi się tego facebooka.
W ogóle to by była dobra fotousługa: Twój pierwszy tatuaż – reportaż. W cenie 15 odbitek, delikatny trolling i trzymanie za rączkę. Chętni?
PS: studio to Dziarczyńcy na Mostowej. Natalia poleca!
Poznaniowi przybył ostatnio nowy mural – w Ogrodzie Wilda.
Mural zaprojektowała Dorota (marszczy czoło na ostatnim zdjęciu) i gdyby określić go jednym słowem, wybrałabym: wzruszający.
Jeśli chcecie wiedzieć co przedstawia, to musicie zobaczyć go sami, na Fabrycznej 4.
Spoiler: dużo różu.
W załączeniu przesyłam również kilka zdjęć z wrześniowego zakończenia sezonu. Kto nie był na koncercie Deer Daniel i The Moondogs, ten gorzej niż trąba, bo upiekłam szarlotkę.
W Ogrodzie Łazarz też nowy mural. Napisałabym, że zgapili, ale akurat byli pierwsi.
Sekcja: luźne obrazki wyjątkowo krótka. Trochę Płocka i trochę absurdu.
Odkąd w czasach posuchy serialowej wciągnęłam wszystkie sezony Gry o tron (guilty, guilty pleasure), zimowy suchar może być tylko jeden:
Winter is coming.
Jako esteta się cieszę, jako rowerzysta – nie bardzo, już raz nogę złamałam.
Proponuję kompromis: żeby w mieście śnieg padał tylko w weekend. A w górach od poniedziałku do piątku.