Ciepło jak na Islandii
Pozostałe posty z Islandii (z 2013 i 2015 roku) znajdziecie TUTAJ.
Was to już chyba znają tam na tej Islandii, powiedziała mama. Nie przesadzałabym, ale faktycznie – jeszcze nigdy i nigdzie nie zdarzyło nam się wrócić 3 razy. Nawet z wycieczką szkolną.
Jest tam w ogóle coś, czego nie widzieliśmy?
No właśnie o to chodzi na Islandii. Jest, i to dużo. A to, co mamy odhaczone latem, zimą nadaje się jako zupełnie nowa jakość. Lub nie – zależy, jak traficie z pogodą, ale na tak ładne widoki to i 10 razy nie szkoda jechać.
Motyw przewodni tegorocznego wyjazdu: zima. Co oznacza, że nadal zostały nam Fiordy Zachodnie, przejście Laugavegur i offroad w interiorze. Towarzysze, plan sześcioletni mamy rozpisany.
Jak jest na Islandii zimą? Lepiej niż latem. A bywa, że i cieplej, niż latem. Zapraszam do czytania: Islandia zimą, fakty i mity.
Zimą na Islandii jest zimno.
Pewnie myślicie: niezłe z was hardkory, tak jechać zimą na Islandię. A niedźwiedzie polarne Was nie pogryzą pod namiotem? A bierzecie noktowizor?
Pomyślcie jeszcze raz.
Plan tak pierwotny, że aż nikomu go nie zdążyliśmy pokazać, zakładał, że na Islandię pojedziemy w listopadzie (zamiast Izraela, który miał być zamiast Japonii) – gdzie jak gdzie, ale tak daleko na północy chyba śnieg już będzie leżał, nie?
Nie.
Poczytałam, popatrzyłam, pośledziłam dane pogodowe z ostatnich lat i przełożyłam wyjazd na luty. Kiedy jak kiedy, ale w lutym to już będzie środek zimy, nie?
Tak. I nie.
Tak, w 9-ciu przypadkach na 10.
Nie, jeśli traficie na najcieplejszy luty od lat. Przypatrzcie się dobrze zdjęciom z dzisiejszego posta, bo kiedy wracaliśmy tą trasą 2 dni później, po śniegu nie było śladu. Taka sytuacja: od 3 do 6 stopni na plusie i deszcz ze słońcem. Niektórzy latem chcieliby mieć tak ciepło.
Nie jechaliśmy na zwyczajowy tydzień, tylko na 4,5 dnia. Czyli: nie mieliśmy tyle czasu, żeby okrążyć wyspę.
Najdalej na wschód dotarliśmy do Höfn. Czyli: nie byliśmy w najbardziej zimowych rejonach: północ, fiordy, Snaefelsness.
Wręcz powiedziałabym, że byliśmy w najmniej zimowych okolicach, bo zima na południowym wybrzeżu jest dosyć łagodna. Ale nie spodziewałabym się, że (spoiler alert) więcej śniegu zastanę w Warszawie niż w Reykjavíku, to już była przesada.
PS: naprawdę duży wybór aut znajdziecie w Rental Cars. Serio.
Różnych historii się nasłuchałam o towarzyszach podróży. W najczęściej powtarzającym się scenariuszu, scena pożegnania na lotnisku była sceną pożegnania w ogóle – o ile poszło na tyle dobrze, że byliście w stanie powiedzieć sobie cześć.
Powyższe znam ze słyszenia – my za każdym razem wygrywamy los na loterii, bo jeszcze nigdy na wyjeździe nie miałam ochoty udusić nikogo poduszką. Nie słyszałam też, żeby ktoś narzekał na mnie. Być może dlatego, że żadna z tych osób nie prowadzi bloga.
Teraz musiałam się pilnować podwójnie. Bo nie dość, że jechaliśmy w 3 pary, to jeszcze były to 3 pary blogujące. To znaczy: ona bloguje, on się z tego podśmiechuje. Poznajcie proszę:
polaczkropki.pl
Kasia i Michał, złombolowicze w stanie spoczynku. Kasię znałam tylko z bloga, ale to wystarczyło – mam duże doświadczenie jeśli chodzi o blogowe znajomości i jeszcze się nie zdarzyło, żebym jakiejś żałowała.
Któregoś dnia czytam, że co prawda dopiero co wróciła z Islandii, ale co tam, pojechałaby jeszcze raz. Więc jeśli Kasia by pojechała i my jedziemy na Islandię, to czemu by nie pojechać razem?
Michał: jeśli nagrywanie filmu szło mu tak dobrze, jak kierowanie autem, to kupuję popcorn i odliczam dni do premiery tej superprodukcji!
bieguni.wordpress.com. (Ich relacja już jest, zapraszam)
Ci od Olgi Tokarczuk. A może to Olga Tokarczuk jest od nich?
Na logikę: jeśli oni są Bieguni, to Artur musi być Biegun, a Ania – Biegunka? (Nomen omen, co nie, Anka?)
Ale więcej nie podskakuję, bo po pierwsze:
– ja mam kompromitujące zdjęcia Ani, ale Ania ma jeszcze bardziej kompromitujące zdjęcia mnie (biegnę do basenu w kostiumie kąpielowym). Wiec tak trzymamy siebie w szachu nawzajem.
– po drugie: Artur zbierał na mnie haki cały wyjazd, podobno pisze swojego bloga: prawdziwa.niesmigielska.com, na którym opisze całą prawdę bez cenzury. Na przykład, że ustawiam sobie po kilka budzików nad ranem żeby cieszyć się snem dłużej. Ok, to było słabe, że Was obudziłam o 5 rano, ale przynajmniej nie chrapię!
Myślę że Artur blefuje, ale jakby co, pamiętajcie: nie wierzcie ani jednemu jego słowu, ok?
Jechanie w szóstkę to był strzał w dziesiątkę. Jeśli musisz wyjść do pokoju żeby dokończyć kolację, bo jest ryzyko że jak zostaniesz w kuchni, to wszyscy zobaczę jak smarkasz do zupki chińskiej ze śmiechu – to znaczy, że dobrze trafiłeś. Życzę, żeby w Waszym wynajętym samochodzie też było tak gęsto od suchych żartów, jak w naszym. Nas nie przebijecie, ale możecie próbować.
Co tam się nie działo: żonglowanie sucharami, trolling bez trzymanki i dissy lepsze niż Eminem vs Fred Durst (dzieciaki pewnie nie pamiętają). Niniejszym udowodniono zależność, że im więcej, tym weselej. Następnym razem jedziemy w 8 osób i na dwa auta. Albo od razu bierzemy autobus, ma ktoś kategorię C?
Nie chcę sugerować, że to dzięki nam udaje się każda wyprawa, ale widzicie pattern? Wyjazd bez nas – smuteczek. Wyjazd z nami – heheszki. Zastanówcie się.
Skyr skyrowi nierówny.
Nie siku i nie pod prysznic. Pierwszą potrzebą na Islandii są zakupy w Bonusie. Nowe smaki skyrów same się nie wypróbują.
Z moich obliczeń wynika, że przez prawie 5 dni zjadłam 15 opakowań, próba wystarczająca żeby przyznać wyróżnienia.
And the Oscar goes to: cytrynowy sernik (sítrónusæla) i pieczone jabłko (bökuð epli). Ale sernik bardziej, za kawałki ciasteczek i 58 kcal/100 g.
PS: to, że można nadal kupić skyr naturalny, a karmelowego już nie, to jakiś skandal.
Zimą na Islandii jest zorza.
Podstawowym błędem, jaki popełniliśmy, było przekonanie, że zorza na Islandii tylko na nas czeka. Może zobaczymy nawet zorzę z samolotu? Dwa razy, przy starcie i lądowaniu?
Według vedur.is szanse były, nawet codziennie. Tylko, że aktywność słoneczna to jedno, a zachmurzenie, to drugie. Zorza może sobie hulać w najlepsze, ale jeśli są chmury, to równie dobrze możesz sobie puścić aurora timelapse na youtubie, strata dla środowiska mniejsza, bo nie zużywasz paliwa na dojazd.
Pierwszego wieczoru jednak przyszła. Bardziej zorzynka, niż zorza, ale nie narzekam – wolę słabą niż żadną w ogóle. Pamiętałam, że taka mała zorza może zniknąć szybciej niż się pojawiła, więc nawet nie wysilałam się na robienie zdjęć. Pstryknęłam jedno od niechcenia i wróciłam do patrzenia. I miałam rację, bo chwilę potem zorza zniknęła – i nie pojawiła się już do końca wyjazdu.
Mała rada: nie sprawdzajcie rano profili podających prognozę, jeśli nie chcecie się natknąć na zdjęcie zorzy na całe niebo. Też 40 minut jazdy autem od domu, ale w drugą stronę.
PS: Islandzka policja ostrzega kierowców. Jazda pod wpływem zorzy polarnej może być niebezpieczna.
Zimą na Islandii jest ciemno.
Wiemy już, że zimą na Islandii nie musi być zimno. A czy jest ciemno?
Ogólnie to tak, ale w lutym już nie. Jasno mieliśmy od 9:00 do 18:00, czyli całkiem długo. Miękkie światło w pakiecie; jest słońce – jest złota godzina.
Na Islandii zawsze znajdzie się coś, czego wcześniej nie widziałeś, najpewniej jakiś wodospad – jak Urriðafoss.
Śnieg – check!, zorza – check!. W 12 godzin zrealizowaliśmy plan minimum (z naddatkiem, bo jeszcze głaskanie koników – check!). Od razu lżej na duszy, można zwiedzać dalej.
Nie będę może za szczegółowo rozpisywać co widzieliśmy i gdzie trzeba skręcić. Zimą na Islandii piłka jest krótka: drogi oznaczone literą F (tylko auta 4×4) są pozamykane, więc zostaje Wam jazda krajową jedynką i skręcanie na znakach oznaczających atrakcje.
Pylsur, pylsur über alles!
Pierwszy nasz wyjazd był tak budżetowy, że hot dog ze stacji benzynowej nie mieścił się na liście zakupów. Bo to luksus – nie potrzeba. Jedyna dopuszczalna potrzeba na stacji to była toaleta. Ok, i paliwo.
Za drugim razem kupowanie hot dogów nie przyszło nam do głowy – po co, skoro w Żabce mamy i nie kupujemy?
Po to, że w Żabce nie dadzą kiełbaski z baraniną owiniętej boczkiem. Mamy u Biegunów dług wdzięczności – dzięki nim zostaliśmy konwertytami na pylsury. Ba, my nawet zdjęcie grupowe mamy z pylsurami.
Pylsury z boczkiem dostępne tylko na wybranych stacjach N1.
A zdjęcie jak jemy zrobiła Anna Szulc-Krawczyk Photography.
O taką Islandię walczyłam!
Po taką Islandię przyjechałam!
Teraz myślę, że dobrze że się zatrzymywaliśmy co chwila na fotostop, nie odkładając tej kwestii na później. Wiecie jak jest – jeśli jeden dzień jest idealny, to następny musi być odwrotnie proporcjonalny.
Nie uprzedzam faktów: na razie mija pierwsza doba, okolica pod śniegiem taka ładna; cieszymy się życiem, rzucamy się śnieżkami. Nie lepimy bałwana bo nam się nie chce, a nie dlatego, że nie byłoby z czego.
Na zdjęciach wodospady: Sejlalandfoss i Skogafoss. Trzymałam się na odległość, bo zmoknąć równałoby się zamarznąć. O wejściu do wodospadu Gljúfrabúi nawet nie mówię, zostawiam to śmiałkom większym od siebie. Wolę nie mieć zapalenia płuc, niż mieć.
Zimą na Islandii jest mało turystów.
Obawiam się, że nieaktualne.
Za pierwszym razem lądowały z nami 2 samoloty. Normalnie koniec świata; dalej to już tylko biegun północny.
Za drugim – 12, a z Polski latał już Wizzair. Więc teraz na tłumy byłam zaszczepiona, nie zdziwiły mnie też rozsiane wzdłuż drogi hotele w stanie developerskim. Nie wiem, czy w tej chwili da się przyjechać poza sezonem na Islandię, ale też nie znaczy, że było jakoś tragicznie. Hostele na tydzień przed przyjazdem puste nie były, ale pełne też nie.
Prawdziwe stwierdzenie brzmi: zimą na Islandii jest mniej turystów niż latem (jeszcze).
Nieważne, czy jesteś na Islandii 1-wszy czy 10-ty raz. Opuszczony-nieopuszczony basen Seljavellir – to zawsze okazja, żeby zrobić wrażenie na znajomych.
Co prawda woda nie była najcieplejsza, a wieczorem musiałam wziąć polopirynę żeby żyć, ale niczego nie żałuję – do momentu, w którym zobaczę swoje zdjęcie w kostiumie kąpielowym w internecie.
Zdjęcia, na którym jestem, ponownie zrobiła Anna Szulc-Krawczyk. Artur ma na nich dziwną minę, bo twierdził, że ktoś dotykał go stopą pod wodą.
Oj Artur, Artur.
To nie była stopa.
Serio? Nie było mnie 5 minut, a Tomasz już robi sesję basenową jakimś laskom w bikini.
Zimą na Islandii są lodowce.
Wielkie mi co, latem na Islandii też są lodowce.
Zdanie poprawnie brzmi: zimą na Islandii lodowce są jeszcze piękniejsze.
Vide: przypadek Sólheimajökull , 20 km przed Vikiem. Latem: przysypany pyłem czarny brzydal; nie polecałabym na pierwszy raz z lodowcem, bo można się rozczarować. Będzie bolało przez całe życie.
Zimą, to co innego. Pamiętacie Kopciuszka? Identyczna historia. Wymyty przez deszcze i przysypany śniegiem Sólheimajökull był najjaśniejszą i najbardziej dostępną panną na balu.
Jest to jedyne miejsce na Islandii, jakie kojarzę, gdzie można tak po prostu wejść na lodowiec. Po prostu idziesz ścieżką i nagle orientujesz się, że ścieżka prowadzi po lodowcu. W pewnym momencie trzeba by założyć raki, ale wydeptany szlak ciągnie się na tyle wysoko, że możecie sobie zafundować glacier walk za darmo (normalnie kosztuje 500 zł).
Do pełni szczęścia potrzebowałam tylko zachodu słońca. Oh wait – właśnie się zaczynał.
(niżej) Współczesny Atlas. Co ten świat zrobiłby bez Tomka?
Uważajcie, ten czarny piasek brudzi kurtki. Wasze nowe kurtki, kupione specjalnie na wyjazd.
Trochę się śmialiśmy, że to największa jaskinia, jaką przyjdzie nam zobaczyć – a miała jakiś metr głębokości. Było nam do śmiechu, bo na mailu trzymałam potwierdzenie rezerwacji na zwiedzanie jaskini lodowej w największym lodowcu Islandii.
Spoiler: gdybym wiedziała wtedy, co teraz wiem, nie byłoby mi tak wesoło.
Kunstkamera
Spaliście kiedyś u Islandczyka w domu? Bo my 3 razy, niezapomniane przeżycie.
Ja rozumiem, że gdybym ze względu na pogodę 3/4 roku spędzała w domu, to też chciałabym się tak urządzić, żeby było i milusio i cieplusio, ale jakieś granice warto ustalić.
Nie na Islandii. Jak urządzać dom, to na umór,
Przepis na wystrój wnętrz na wikinga?
1. Wykup zawartość ze wszystkich stoisk na najbliższym pchlim targu.
2. Porozkładaj to barachło po całym domu. Tak, w kibelku też.
Voilà. Życia by nam nie starczyło, żeby odnaleźć i zgłębić wszystkie smaczki w naszym domku koło Foss á Síðu. Jak zarezerwujecie nocleg przez mojego linka, to dostanę trochę hajsu, więc polecam tym goręcej.
W następnym odcinku los nam się odmienia, ale humoru nie tracimy. Przeciwnie: prawdziwe żarty dopiero się zaczną (przez łzy).