Pozostałe posty o górach zimą znajdziecie TUTAJ.
Rzygaliście kiedyś tęczą? No, to dzisiaj będziecie.
Niektóre rzeczy po prostu się wie.
Wiedziałam na przykład, że przejażdżka na obracających się filiżankach w wesołym miasteczku w Rabce nie skończy się dla mnie dobrze.
Wiedziałam, po dwóch tygodniach chodzenia z Tomkiem z mat-fizu, że ten albo żaden.
Tak samo z posta na post, z miesiąca na miesiąc wiedziałam, że prędzej czy później poznamy się z Pauliną w realu.
Trójstronne rozmowy zaczęłyśmy w grudniu, miesiąc później siedziałyśmy w pociągu do Szklarskiej Poręby.
Gdybym miała 3 takie córki w domu to bym chyba oszalała.
Kojarzycie takie laski którym się buzie nie zamykają od paplania? To nie my, my byłyśmy trochę głośniejsze. Nie chciałabym siedzieć koło nas w pociągu.
Wiecie jak to dziewczyny: buzi buzi, a w kieszeni nóż się otwiera. To też nie my. Sądziłam, że takie absolutne babskie porozumienie w większym gronie jest możliwe tylko w bajkach.
Pozwólcie, że przedstawię (tak, jakbyście nie znali):
Kinga: ostatnio facebook wyświetlił nam 2 lata znajomości, a ja dopiero teraz dowiedziałam się o niej tylu zaskakujących rzeczy: że lubi sobie siedzieć, lubi pić kawę, herbatę oraz wodę. Nie lubi, jak jej zimno.
Żartuję: Kinga przez cały weekend wyciągnęła z rękawa tyle ciekawych faktów o sobie, że głowa boli. Naprawdę masz patent żeglarski?
Plus, powinna rzucić pracę w korpo i organizować warsztaty z negocjacji i improwizacji. Kinga w akcji, kupujemy bilety powrotne:
– Akurat dzisiaj to właściwie aktualnie raczej nie.
I pozamiatane. Kinga wcisnęłaby nawet weganinowi kanapkę z szynką. I jajkiem.
Paulina: człowiek namiot. Podobno pod kurtką Pauliny mogą się zmieścić 3 dorosłe osoby i jedno dziecko. Sama widziałam jak wyjmowała z kieszeni: obiektyw, butelkę wódki, półtuszę świniaka i jeszcze coś brzęczało.
Poza tym Paulina jest 1:1 taka, w jak w internecie.
Jak ona umie się śmiać: przysięgam, że jeden wybuch śmiechu trwał kilkadziesiąt sekund, przyjmował tony od bardzo wysokich po basy, a my tylko z Kinga patrzyłyśmy na siebie: udusi się, czy się nie udusi? Nie udusiła się, szacun.
Poza tym: analityczny umysł. Nie wiesz czegoś? Zapytaj Paulinę.
Ja wniosłam: cięte żarty (prawda, że na żywo też jestem zabawna?), hummus i wafle ryżowe. Zawsze coś.
Tomasz jako głos z offu. Nieobecny, a jednak bardzo obecny.
Oj dziewczyny, wy to zginiecie w tych górach.
Nie wiedzieć czemu, każdemu kogo spotkałyśmy wydawało się, że potrzebujemy pomocy.
Fakt, żadna z nas nie jest jakoś super ogarnięta. Fakt, ja nie umiem w patrzenie na mapę, a Kinga się boi wsiadania na wyciąg krzesełkowy. Ale czemu panowie myślicie, że ze skoro wyjechaliśmy same w góry to tak bardzo mamy ochotę na męskie towarzystwo i sobie bez Was nie poradzimy?
Widzicie ostatnie zdjęcie? Tak było cały czas. Zapas profilówek na fejsa uzupełniony na 10 lat.
Bardzo chciałabym być czasem na zdjęciach, problem w tym, że niekoniecznie odnajduję się po drugiej stronie lustra (lustra – see what i did there?). A to dlatego, że w hierarchii ludzi fotogenicznych najpierw są ładne dziewczyny, potem są brzydkie dziewczyny, potem są ładne chłopaki, brzydkie chłopaki i dopiero jestem ja: w ciuchach zimowych i z czerwonym nosem. A jednak, i ze mnie Kindze coś udało się wyciągnąć.
Nie czuję się mocna w portretach, bo portret to dla mnie coś więcej niż zdjęcie osoby. Portret jest wtedy, jak patrzysz i mówisz: cały X.
Na zdjęciu Pauliny jestem cała ja. Chyba każdy, kto mnie poznał osobiście, to potwierdzi.

3 różne dziewczyny, 3 różne ulubione ogniskowe, 3 różne relacje – ta jest ostatnia (pozostałe tu i tu) – więc fakty znacie. Wiecie, że był pan Ryszard, który tylko udawał, że zawozi nas pod wyciąg; że biegłyśmy na przełaj przez nartostradę i umiemy zjeść jak konie.
Co ja mam, czego Kinga i Paulina nie mają? Wstydliwostki na mój temat, które dziewczyny litościwie przemilczały:
– nie zdawałam sobie sprawy, że jestem taka zakochana. Cały czas tylko: a wiecie, że Tomek to? U Tomka w pracy tamto. A Tomek powiedział….
Tomek śledził nas na webcamie, Tomek komentował wydarzenia na bieżąco. Tomek, Tomek, Tomek. Z kolei Kinga stwierdziła, że to urocze, że Tomasz tak się o mnie troszczy. Tego jeszcze nie było! Zapisy na warsztaty z bycia idealnym chłopakiem u Chamskiego Adamskiego otwarte! Wpisowe wymagane.
– czasem chodzę spać w soczewkach.
– i najgorsze: nie można się przy mnie przejęzyczyć, bo można być pewnym, że będę się z tego wyśmiewać bezlitośnie przy każdej okazji. Każdej. Możliwej. Okazji. Vide: polski buls Kingi i droń Pauliny. Sama oczywiście nie przejęzyczam się nidgy.
No jak będziecie się wozić wyciągami to raczej nie schudniecie.
Wyobrażenie: to są dziewczyny, one na pewno nie będą się obżerać, zwłaszcza że Kinga jest na diecie i robi rzeźbę. Więc i ja się przy okazji trochę ogarnę.
O proszę, Paulina nie dojadła nawet frytek.
Rzeczywistość: aha, więc jeśli Paulina nie dojadła frytek, to znaczy że jest jedną z tych osób, co jedzą niewiele i zawsze zostawiają coś na talerzu. Czyli zawsze można po nich dojeść. Super, mam nadzieję, że zamówi też ciasto!
Błąd: Paulina jest jedną z osób, które po prostu nie lubią frytek.
Ludzie na diecie robią sobie cheat meal, żeby nie zwariować. My zrobiłyśmy sobie cheat weekend. Schabowy z frytkami na kolację? Tylko pod warunkiem, że w panierce. Kawa? Chętnie, ale chyba nie bez naleśników i paczki ciastek?
Najczęściej zadawane mi pytanie: gdzie to wszystko mieszczę? Już ja to dobrze wiem – w udach i na pośladkach. Dlatego jak spódnice, to tylko rozkloszowane.
Mi zależy właściwie na jednej rzeczy:
powiedziała Kinga.
– Zobaczyć wschód słońca na Śnieżce.
Ze wszystkich rzeczy, które zrobiłyśmy w ten weekend… wschodu słońca nie było na tej liście.
Polecam jeździć z Kingą, ma szczęście do pogody.
Pierwszy raz w górach zimą i od razu złoty strzał!
Dotychczas doświadczenie mówiło mi, że na Śnieżce możliwe są dwa stany skupienia przyrody:
– albo nie wieje, ale i nic nie widać, bo jest taka mgła.
– albo wszystko widać, ale wieje tak, że najsensowniej byłoby iść w rakach na czworakach.
Przyjeżdżamy, a tam dużo słońca, mało wiatru. Uwierzycie, że można się ubrać za ciepło w góry?
Albo, że widoczność może być za dobra? Wolałabym nie widzieć tego, co zobaczyłam.
Patrzymy na czeską stronę: nad kotliną unosi się mgiełka.
Patrzymy na polską stronę: nad kotliną wisi smog, po horyzont. Co za poruta. Było mi wstyd oddychać po czeskiej stronie, żeby im powietrza nie zanieczyszczać.
Na równiach karkonoskich można by nakręcić niskim kosztem film o zdobywcach biegunów. Misja Arktyka. Możemy wystąpić w roli odkrywców (odkrywczyń?), nie ma sprawy.
Ciężko się idzie tak po wiatr, gdy śnieg po kolana i okazji do robienia zdjęć dużo. Kilometr do czeskiego schroniska zajął nam ponad godzinę.
Najbardziej upierdliwe było zapadanie się w śnieg co i rusz. To znaczy: ja nie, bo ja sobie wzięłam do serca radę mojego męża.
Na logikę Tomka: żeby czegoś nie robić, wystarczy tego nie robić.
Jak piłam herbatę w samochodzie, w którym trząsło i prosiłam, żeby uważał, bo się obleję, Tomek powiedział tylko: to się nie oblej!
Jak porysowałam auto i powiedziałam, że więcej nie będę jeździć: jeździj, ale nie rysuj auta!
Ergo: dziewczyny, co z Wami, nie zapadajcie się w śnieg!
A Ty Tomasz: jeździj na rolkach, ale się nie przewracaj.
Bufet śniadaniowy w Lucni Boudzie. Polecamy, chociaż niesmak po tym, jak nas potraktowano, pozostał. Zagryzłyśmy go jagodowymi drożdżówkami.
Cała sztuka polega na tym, żeby nałożyć sobie nie za dużo (żeby nie wyjść na cebulaka), ale nie za mało (żeby nie chodzić po dokładkę za często). Dla niepoznaki, poprosić towarzysza, żeby przyniósł Wam jeszcze to i tamto.
Czesi są jednak inni niż my, bliżej im chyba do Niemców. I schroniska górskie też mają inne. W Domu Śląskim największa atrakcja to kula dyskotekowa pod sufitem, w Lucni Boudzie: spa, browar, ścianka wpinaczkowa. Mam wymieniać dalej?
Wiecie, że mógłbym Wam dać 2-3 tysiące koron kary?
– Cześć. Nie mówicie po czesku?
– Nie (hihihi), bo nie jesteśmy Czeszkami, (hihihihi).
(Znowu podryw? Jeśli tak, to słaby.)
– Ok. Ale wiecie, co to znaczy: rezerwat ścisły?
Przyznaję, że nie szłyśmy po szlaku. Jesteśmy blogerkami podróżniczymi, off the beaten path to nasze drugie imię. Latem to co innego, wiadomo żeby nie deptać roślin, ale co można zdeptać idąc po metrowej pokrywie śniegu?
Można, i to dużo. Bo pod śniegiem (ale tylko u Czechów, bo po polskiej stronie nic nie pisze na tablicach) rozmnażają się, żyją i umierają małe ptaszki. Zagrożone wyginięciem małe ptaszki.
Zrobiło nam się najgorzej. Nie dość, że pochodzimy z krainy smogu, to jeszcze te biedne mornele żyjące pod śniegiem.
Jak ktoś mówi Wiecie, że mógłbym Wam dać 2-3 tysiące koron kary? to znaczy, że nie będziemy płacić. Ale to, co powiedział nam strażnik, było gorsze niż mandat.
Co zrobić po zdziesiątkowaniu i bez tego nielicznej populacji ptaszka? Iść na kawę i słodkie. Mornelom to życia nie przywróci, ale nam morale – tak.
Jak się biczować, to się biczować. Może od razu wyznam, co jeszcze mamy na sumieniu:
– przetrzymanie czajnika w pokoju przez cały dzień w Domu Śląskim.
– pożyczenie i nie oddanie długopisu z recepcji. Długopis ostatecznie się znalazł, przydał się do wypisywania pocztówek na Islandii.
Więcej grzechów nie pamiętam.
No nie wiem, 3 dorosłe kobiety układają sobie napis CHUJ. No po co?
Kliku klik.
Co po co? Jak to po co? Bo takie z nas śmieszki, a Śnieżka 2017 jest za długie.
(Tomasz z offu: no to może BÓG?)
Ciekawostka zza kulis. To ja ustawiałam dziewczyny i okazało się, że nie wiem jak się pisze literkę J. Dobrze, że nie widziałam tego facepalma u dziewczyn jak to odkryły, bo byłam w łazience. Na szczęście odbicie lustrzane można zrobić nawet w paincie.
Jeśli nie znam liter, to może faktycznie posty za mnie pisze ghostwriter? Co myślicie?
Rano znowu nie poszłyśmy na Śnieżkę, bo wolałyśmy zajęcia praktyczne z pozowania na zdobywcę. Profilem lub półprofilem, na podwyższeniu, pierś wypięta, noga lekko zgięta. Ważne: trzeba się poczuć jak pan wszechświata (fot. P. Wierzgacz). Bez tego nie wyjdzie.
Sama Paulina posiada nie tylko rozległe umiejętności z zakresu fotografowania, ale też pozowania. Zapraszam na 50 twarzy Pauliny Wierzgacz – a wszystkie roześmiane.
Jak utknąć na dworcu, to tylko w Jeleniej Górze!
Polecamy: bistro Jelonka. Wyobraźcie sobie, że Wasza babcia proponuje Wam do kawy mleko ryżowe i kanapkę z pastą sojową, a nad Wami świecą hipsterskie lampeczki. Tak tam jest.
A jeśli jesteśmy na dworcu w Jeleniej, to znaczy, że pożegnań nadszedł czas. I znowu życie wydaje mi się niesprawiedliwe: czemu musimy wszystkie siedzieć w pracy, skoro naszym środowiskiem naturalnym są heheszki i foteczki w górach?
Dziewczyny. Dziękuję za to, że jesteście i że nie wrzuciłyście żadnego zdjęcia, na którym wisi mi gil pod nosem!
Oprócz niekończących się heheszków wyniosłam z wyjazdu pięć mocnych postanowień:
1. Muszę sobie kupić nową kurtkę. Wiem, że Amundsen miał podobną, ale stara naprawdę okropnie wygląda na zdjęciach.
2. Potrzebuję zooma. Nie żeby od razu tele, ale 50 mm na pełnej klatce to już za często robi się za mało.
3. Nakręcę video. Niech będzie słabe jak barszcz, przyjmę z godnością nominację na Złotą Malinę – ale głupio tak umrzeć i nie spróbować.
Spoiler: dużo surówki przywiozłam z Islandii. Montaż potrwa kilka lat, ale wielkie dzieła dojrzewają powoli
4. Biegówki!
5. Pojechać jeszcze raz. Śnieżne Kotły same do siebie nie wpadną.