Cypr: zjedz chociaż ośmiornicę
Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia dostajecie maila z propozycją: zabierzemy Cię gdzieś, gdzie jeszcze nie byłaś. Przypniesz sobie pinezkę na mapie. All you can eat 3 razy dziennie.
Do Twoich obowiązków należy: dobrze się bawić, dużo jeść, robić to, co robisz zwykle. Aha, i nie musisz sprzedawać nam swojej duszy.
Każdy normalny człowiek powiedziałby tak, tylko ja powiedziałam:
No nie wiem, to nie dla mnie. Bo co na to czytelnicy? Czy powiedzą, że się sprzedałam, skoro się wożę w hotelach z gwiazdkami zamiast spać w aucie i brać prysznic od przypadku do przypadku?
Albo dobra, tak.
Albo wiesz co, jednak nie. Nie jadę. Na pewno.
Kinga jedzie? No to się jednak zastanowię.
TAK.
Ile Asia, odpowiadająca w Grecosie za ogarnianie niesfornych blogerów, musiała mnie nawyzywać przed komputerem, to wie tylko ona sama.
Dokąd? Na Cypr. Taka wyspa. Blisko Turcji. Podzielona. Raj podatkowy. Była kolonia brytyjska. Wchodzili z nami do UE. Afrodyta. Piana. Wino.
Tyle mniej więcej wiedziałam o Cyprze przed przyjazdem – że jest.
Mieliśmy 3 dni na przegląd atrakcji wyspy. Czasu mało, ale wystarczająco dużo, żeby przytyć od cypryjskiego meze. Zobaczyliśmy: Larnakę, Pafos, Limassol, Agia Napę i Kawo Greko. I chociaż wyspiarskie klimaty to nie moje klimaty, to nie mogę powiedzieć, żeby na Cyprze było mi źle. Gdyby dodać do tego jeszcze dwa dni na zwiedzanie Nikozji i narty w górach Troodos (serio, Olimp ma 2918 m.n.p.m. i śnieg leży tam do kwietnia), to Cypr spokojnie można brać pod uwagę jako alternatywę dla zimowej Polski.
Słowo-klucz: po sezonie. W marcu na Cyprze jest już tak ciepło, że ludzie hejtują Twoje zdjęcia na facebooku; jednocześnie na deptakach nie ma tłumów. Że woda w morzu zimna? Znam takich, co się kąpali – i żyją.
A Nikozję i narty muszę sobie ogarnąć sama (chyba że Grecos i CTO zabiorą nas na drugi turnus, wink).
Wiemy już gdzie, to może powiem jeszcze, z kim. Ekipa na tyle fajna, że gdybyśmy zamiast na Cyprze, wylądowali awaryjnie w Tomaszowie Mazowieckim, to też bym się dobrze bawiła.
Udział wzięli:
Kinga – znacie!
Nadia – i jej kapelusze, wow! Objechała świat, teraz pisze książkę i wiecie, że naprawdę ćwiczy jogę o 7 rano? Szacun.
Filip – jak wyżej + organizuje warsztaty kulinarne. Znany jako Głodny świata, a ja się pytam grzecznie: gdzie on to wszystko mieści?
Asia – w potrójnej roli: organizatora i blogera i zwyczajnie miłej osoby. Żywy dowód na to, że networking przy kiełbasie popłaca! (Poznałyśmy się na grillu poznańskich blogerów podróżniczych)
I dziewczyny z Agory, dzięki którym nasz wyjazd można było określić jako press trip. To brzmi dumnie! Czyli:
Paula, która nie mogła zrozumieć o co chodzi z tymi zachodami słońca (ale po tym jak zobaczyła wschód z samolotu, nie ma więcej pytań).
I Natalia – kropka w kropkę jak Scarlett Johansson. Pytanie tylko, czy Scarlett jest tak sympatyczna, jak Natalia?
I znów bez ściemy mogę napisać, że wszyscy byli w porządku.
Homo sapiens all inclusive.
Przyjrzałam się z bliska temu gatunkowi i nadal: taka forma odpoczynku/wegetacji nie jest dla mnie. Jeść i spać, spać i jeść. Ale co ja wiem o życiu, pogadamy za 40 lat. Niemniej przyznaję, że całkiem miło dla odmiany mieć w pokoju własny ekspres do kawy zamiast 17 współlokatorów. I być odebranym z lotniska o 3 w nocy, zamiast rozkładać się na podłodze hali przylotów i czekać do rana na pierwszy autobus.
Proszę pani, a ten kot pije wodę z hotelowego basenu!
Proszę pani, a ten kot siedzi przy moim stole!
Pomyłka: na Cyprze to Ty siedzisz przy stole kota.
Motyw kota będzie się przewijał przez cały wyjazd, więc może od razu wyjaśnię: jest specjalna legenda, według której w IV w. po straszliwej suszy na Cyprze rozpleniły się węże. Dopiero koty sprowadzone przez św. Helenę dały sobie z nimi radę .
Gdyby Was koty uratowały od plagi jadowitych węży, to też byście im pozwalali na wszystko. Wszędzie.
Jak będziecie grali w państwa-miasta, to macie tu dwa miasta na literę L, za 15 punktów: Limassol i Larnaka. Jedno ładne, jedno średnie.
Nie wiem, czy to kwestia tego, że znaleźliśmy w Limassol instauliczkę z instadrzwiami, czy tego że pan sprzedający warzywa w hali targowej powiedział, że jego kanarek śpiewa tylko dla ładnych dziewczyn (i zaśpiewał!), ale o ile Larnaka nie podobała mi się za specjalnie, o tyle Limassol już tak. Jako dowód mam zdjęcia – z Larnaki: 0, z Limassol – całą resztę.
Żeby oszczędzić na paliwie, jedno miejsce można by przenieść z Larnaki i wkleić w Limassol: cerkiew św. Łazarza. Tak jak za obiektami sakralnymi nie jestem, tak za tą cerkwią byłam.
Łazarz? Ten patron wstawania z grobu? Ten sam – wstał i przeniósł się na Cypr i tam równolegle ze św. Pawłem szerzyli chrześcijaństwo. Niesmigielska.com – bawiąc, uczy.
PS: ile razy myślę, że wiem z kim poszłam na kawę, bariści w Starbucksie zawsze mają na ten temat inne zdanie. Tomek jest zawsze Tomakiem, a na Cyprze byłam z: Ingą, Ioanną, Nandią (Iliz to ja).
Jednym z naszych zadań było testowanie cypryjskiej kuchni. Nie będzie przesady jeśli napiszę, że do niczego tak się w życiu nie przyłożyłam, jak do tego. Kurs ukończyłam z czerwonym paskiem.
Bufet na śniadanie, meze na obiad i kolacje w tawernie. Testowaliśmy tak skrupulatnie i dogłębnie, że do tej pory nie odważyłam się zważyć.
Czułam się jak świnia tuczna, ale czego miałam sobie odmówić: orzechów włoskich w korzennym syropie (w całości), grillowanej ośmiornicy, sałatki z prawdziwą fetą, czy kandyzowanej skórki bergamotki?
Na Cyprze koniecznie jedźcie z grupą znajomych i zamówcie meze. Meze, czyli: wszystkiego po trochu i jeszcze więcej, aż półmiski przestaną Wam się mieścić przy stole.
Najpierw przynoszą przystawki: sałatka grecka, oliwki. Do tego pita – do maczania w tahini, tzatzikach i musie z ikry (taramosalata). Ostrożnie, nawet jeśli jesteś bardzo głodny, nie rzucaj się na jedzenie! Sam ten zestaw wystarczy, żeby się najeść po kokardę.
I kiedy myślisz, że już wszystkiego spróbowałeś i więcej nie możesz – na stół wjeżdżają sałatki na ciepło, nadziewane pierożki, potrawki z jajek i cukinii, grillowane halloumi.
I kiedy myślisz, że już wszystkiego spróbowałeś i więcej nie możesz – na stół wjeżdżają mięsa (I tura). Gołąbki zawijane w liście winogron (dolmades), gulasz z wieprzowiny w czerwonym winie (afelia), szaszłyki z kurczaka i wieprzowiny.
A potem jeszcze więcej mięsa.
Każdym następnym razem byliśmy mądrzejsi, uczyliśmy się racjonować miejsce w żołądku.
I kiedy myślisz, że już wszystkiego spróbowałeś… na szczęście deser jest symboliczny. To prawda, że mam osobny żołądek na kawę i słodkie, ale bez przesady. Chociaż na kandyzowane figi albo kawałeczek naleśnika jeszcze znalazłam kieszonkę.
A potem kolejka zaczyna się od nowa. ŻART.
Jak wygląda posiłek blogerów? Jak niżej.
To jedyna sytuacja kiedy nie tylko nie musiałam się wstydzić, że robię zdjęcia jedzeniu – to było wręcz wskazane!
Co pan Bambos (nasz kierowca, najcierpliwszy z ludzi) sobie o nas wtedy myślał, nigdy nie odważyłam się zapytać.
Meze zapija się winem – słabym do obiadu, mocnym do kolacji. Mocnym na tyle, że gdyby ktoś podsłuchał o czym rozmawiają blogerzy przy winie, można by zebrać na nas grubą teczkę (social media i kompromitujące historie po alkoholu).
PS: warto było robić paznokcie na wyjazd, żeby znaleźć się jako ręka sięgająca po cytrynę na zdjęciach Filipa.
Kto przypuszczał, że w przypadkowej kafejce ubijemy interes życia?
Weszliśmy tylko na siku, wyszliśmy z siatami orzechów pekan za 5 euro.
Na Cyprze zerwiecie też z drzewa karob, orzeszki pinii i wielkie jak głowa niemowlęcia cytryny (dla porównania ręka). Cypryny?
Kogo żywo interesują starożytne zabytki? Ręka w górę, bo mnie umiarkowanie.
Znając życie, gdybyśmy jechali sami, proporcje wyglądałyby tak: głaskanie kotów : zwiedzanie zabytków jak 10:1. Tylko, że kota mamy w domu, a rzymskich mozaik – nie. Wróciłabym z kacem moralnym, że znowu nie robiliśmy nic mądrego, tylko picie kawy i łażenie po mieście nam w głowach. A tak, nie było wyboru – i słusznie. Dodam, że Maria (przewodniczka) i tak potraktowała nas łagodnie, robiąc szybki przegląd best of starożytności.
Widzieliśmy grobowce królewskie (czytaj takie, które wyglądają na królewskie), mozaiki w Nea Pafos (9/10), słup pod którym biczowano świętego Pawła.
A jeśli nie macie nic ciekawego do powiedzenia, jak ja, możecie być pewni, że w amfiteatrze sprzed dwóch tysięcy lat wybrzmi to głośno i wyraźnie (w Kourion).
To nie jest tak, że skoro wyjazd był organizowany, to pojechałam sobie goła i wesoła. Właśnie dlatego, że wyjazd był organizowany i żeby nie narobić sobie wstydu, przygotowałam się jeszcze bardziej.
Że historia Cypru jest długa i zawikłana, to każdy się domyśli od pierwszego spojrzenia na mapę. Gdzie Rzym, gdzie Cypr, gdzie Ateny, gdzie Bliski Wschód.
Ale jednego nie wiedziałam: jak się zrzekać obywatelstwa, to tylko na rzecz cypryjskiego. Na Cyprze wystarczy mieć za cały majątek mieszkanie warte 100 000 euro żeby zostać uznanym za potrzebującego i łapać się na socjal.
Niskie bezrobocie, turystyczna żyła złota i podatek 4% przyciagający firmy offshore’owe = bardzo duży tort. A tak niewielu do podziału (na Cyprze mieszka mniej ludzi niż w Warszawie).
Myślisz Cypr, mówisz Afrodyta. Brawo, zakwalifikowałeś się do pierwszego etapu olimpiady z historii.
Faktycznie mają tam skałę, niedaleko Pafos, na której wyłoniła się z morskiej piany.
Skałę wystarczy opłynąć dookoła przy świetle księżyca i już jesteś o rok młodszy. Mnie by nikt nie zmusił do pływania w miejscu gdzie nie czuję dna nawet za 100 000 lajków na facebooku. Dziękuję, postoję, popatrzę na zachód słońca. Ale Wy pływajcie.
Wiecie, jak to jest z programistami. Chuchają na nich i dmuchają. Pamiętam, jak raz wysłali Tomka z pracy na wyjazd integracyjny. Czego oni tam nie robili: hulaj dusza, off road na jeepach. Szanse, że szef mnie wyśle na coś podobnego są żadne (przypominam, pracuję w budżetówce), ale chociaż raz w życiu to ja mogłam od niechcenia rzucać Tomkowi kolejne atrakcje zaplanowane dla nas. A to, że w jednym z hoteli do śniadania osobne stanowiska były na owoce świeże, suszone i syropie. A to, że kalmary na obiad były w panierce – i bez. A to, że też jeździliśmy jeepem, po półwyspie Akamas.
Może gdyby nie jeep, to obiad zachowałby się w moim żołądku. Mogę tylko gdybać.
Tu się zaczęła widokowa część wycieczki. To niesprawiedliwe, że dzień nie składa się tylko z zachodów słońca, byłoby więcej zdjęć.
Na półwyspie Akamas kąpali się: Afrodyta, Joanna i Filip.
Powiem Wam, że można zgłodnieć nie tylko od pływania, ale nawet od samego patrzenia jak ktoś pływa. Meze na obiad było jak znalazł.
Jest meze mięsne i meze rybne. Niezły paradoks, ale na Cyprze owoce morza są drogie i często z mrożonek. Mieszkać na wyspie, ale w rejonie niezbyt obfitym w ryby – to jest definicja pecha.
Więc tak jak u nas mamy kazały zawsze zjadać chociaż mięso, wyobrażam sobie jak mamy na Cyprze każą zjeść chociaż ośmiornicę (małże, kalmary, sardynki).
Info dla plażujących: najbliżej rajskiej plaży znaleźliśmy się na Nissi Beach w Agia Napa. Raczej nie odnalazłabym się tam w sezonie, bo nigdy nie lubiłam chodzić na dyskoteki, nawet w podstawówce, ale przed sezonem prezentowało się obiecująco. Plus, nie wyglądało jakby tym dzieciom było zimno. Mam teorię: lazurowa woda jest z definicji ciepła.
A skoro Agia Napa, to i przylądek Kawo Greko.
Udowodnione: im niżej słońce, tym świat ładniejszy. Chociaż Kawo Greko mógłby mi się podobać nawet w południe. Można dojechać z Agia Napy, można zrobić spacer, można oglądać jaskinie wydrążone w klifach, można wziąć ślub w kościółku. Pełen serwis.
PS: co ten Cypr zrobiłby bez Nadii i jej kapelusza!
I wiecie co? Wcale nie bolało. Nie czuję, że zrobiłam coś wbrew sobie, nie robił różnicy jeden hasztag więcej, nie przeszkadzało zwiedzanie z przewodnikiem, nie okazałam się nietowarzyskim mrukiem (a to ciekawa obserwacja, bo – jak większość ludzi – mam się za introwertyka). Za to dużo się nauczyłam i wyniosłam ze wspólnych rozmów.
Więc to chyba prawda, co piszą o strefie komfortu. A jak już z niej wyjdziecie, to możecie przyjechać na Cypr.