Stary człowiek i Woodstock 2014 – TUTAJ.
Stary człowiek i Woodstock 2015 – TUTAJ.
Stary człowiek i Woodstock 2016 – TUTAJ.
Polecam. Z roku na rok jestem coraz bardziej zadowolona ze zdjęć. Coraz rzadziej mylę ładne z dobre.
Zobaczcie Woodstock 2017 na zdjęciach. Wielu dużych zdjęciach.
QUO VADIS, NIEŚMIGIELSKA?
Dwie rzeczy sobie obiecałam po ostatnim Woodstocku:
– że następnym razem przyjadę w kombinezonie pikachu.
– że nie skorzystam na miejscu z toi toia.
I dwa razy nie dotrzymałam słowa.
Ale może to i dobrze, bo jako pokemon wyglądałabym wprost śmiesznie – tegoroczny trend to motyw supermana.
Co do toi toiów: co mnie nie zabiło, to mnie wzmocniło – teraz już naprawdę mogę powiedzieć, że nie boję się w życiu niczego.
W samochodzie do Kostrzyna gryzłam palce z nerwów. O zdjęcia byłam spokojna, ale co ja mogę ciekawego napisać po raz czwarty? Do tej pory każdy kolejny Woodstock przynosił coś nowego:
– pierwszy, jak to pierwszy – wielka niewiadoma i nasza sztywniacka postawa. Uczucia mieliśmy mieszane.
– drugi – o wiele lepszy w porównaniu z pierwszym. Wiedzieliśmy, że nie będzie pachniało fiołkami, wyluzowaliśmy i przyjęliśmy Woodstock na klatę razem z tonami śmieci i ludźmi sikającymi na kontenery na odpady.
– największy skok rozwojowy nastąpił w zeszłym roku, kiedy po raz pierwszy przyjechaliśmy już w czwartek, pierwszy raz spaliśmy na polu namiotowym (na Toi Campie…), pierwszy raz padało, pierwszy raz grał zespół, na występ którego czekałam. Pierwszy raz byłam zachwycona.
Tegoroczny Woodstock nie różnił się od poprzedniego za specjalnie, a i ja się zastanawiam: quo vadis, Nieśmigielska?
Ile można robić zdjęcia zakochanych par, pijanych ludzi, ludzi w przebraniu, zakochanych pijanych ludzi w przebraniu? W przyszłym roku chciałabym czegoś więcej – może ktoś z Was ma jakąś osobistą historię, albo zna kogoś kto ma? Albo jakiś ciekawy wątek, dojście za kulisy, cokolwiek? Może jesteś wolontariuszem w Pokojowym Patrolu i chcesz opowiedzieć o swojej pracy? Może mieszkasz w Kostrzynie i chciałbyś pokazać, że Twoje miasto istnieje bardziej nieprzerwanie niż kilka dni w roku? Chętnie się podejmę.
Pst, to nie jest wielka sztuka przywieźć fajne zdjęcia z Woodstocka. Trochę większa sztuka przywieźć dobre, co przychodzi mi coraz łatwiej. Dojrzałam, jestem bardziej uważna, cierpliwie wyczekuję właściwego momentu. W tym roku zrobiłam też o ⅓ zdjęć mniej niż w zeszły, za to współczynnik jakość/ilość mam wyższy.
Właściwie to do tej pory nie rozumiem, czemu nie chodzę po polu z akredytacją i moich zdjęć nigdzie nie publikują.
Najlepsza prognoza pogody w internecie to… niestety yr.no. W 999 przypadkach na 1000, jak YR coś powie – tak będzie.
Tak bardzo chcieliśmy, żeby yr.no się pomylił, że aż się trochę spełniło. To znaczy deszcz spadł tak jak planowano – równo z naszym wjazdem do Kostrzyna. A potem tak jak nie planowano, czyli po 21:00.
To był moment, w którym ostatecznie odechciało nam się spać pod namiotem.
Tomasz mi zarzuca, że tendencyjne zdjęcia robię. Ale co ja mogę, jeśli ledwo zdążę wejść na teren festiwalu, a już natrafiam na zawody pływackie na 1,5 metra kraulem. W kałuży.
Smak legendy za 9 zł. Tyle w tym roku kosztuje porcja gulaszu z kosmicznej energii, z medytacją smażoną w głębokim oleju i deserem z afirmacji. Możecie się śmiać, ale my akurat zestaw od Hare Kryszny jemy nie dlatego, że jest duży i tani – ale dlatego, że go po prostu bardzo lubimy. I nigdy się nie zatruliśmy, więc kredyt zaufania jest duży.
Swoją drogą, wolałabym mieć problemy żołądkowe na własnym ślubie niż na Woodstocku. Przynajmniej wiem, że w razie potrzeby (hehe), miałabym dostęp do toalety.
PS: pan na pierwszym zdjęciu wciąga tabakę jakby co. Nie twierdzę, że nie ma narkotyków na Woodstocku, ale na pewno nie są wszechobecne.
W przyrodzie nic nie ginie. W zeszły roku ze względu na chmury nie było złotej godziny, to w tym roku była dwa razy.
To jest taki moment dnia, że wystarczy stanąć pod słońce, ustawić temat zdjęcia pośrodku kadru – i po pstryknięciu zawsze wyjdzie coś ładnego.
Tomek ma w domu specjalną koszulkę, która nadaje się na takie okazje, ale prawda jest taka, że on nie musi się przebierać, żeby się wyróżniać na Woodstocku. W zeszłym roku wystąpił jako angielski lord na polowaniu, w tym roku – turysta.
Z moich obserwacji (Ela socjolog) wynika, że na Woodstock migruje coraz więcej hipsterów z Openera – a może to tylko moda na wianki dotarła z opóźnieniem.
Nadal utrzymuje się trend na tabliczki z przesłaniem. Poza tradycyjnym free hugs (łamane na: free HIV), w tym roku wyróżnienie przyznaję panu z tabliczką: SALTO 2 ZŁ. Szkoda, że nie uważałam na wuefie – zarobiłabym na loda z Lidla.
CO SIE STAO Z MANDO DIAO
Muzyka nie jest moim życiem od przynajmniej dwunastu lat i teraz ostatnie pieniądze wydałabym raczej na duże cappuccino niż na bilet na festiwal. Jedyną pozostałością z dawnych czasów, kiedy zamykałam się w pokoju i grałam na air guitar jest lista: 3 zespołów, na których koncert bym przyjechała:
1. Franz Ferdinand.
2. Kasabian (check! Opener 2015!)
3. Mando Diao.
Oh wait, czy to nie Mando Diao występuje w tym roku na Woodstock Festiwalu? Jak planowałam urlop na 2017 rok, to już wiedziałam, że albo 3 sierpnia jadę do Kostrzyna, albo rzucam pracę.
Teraz wyobraźcie sobie to uczucie, kiedy:
– zespół, dla którego specjalnie wziąłeś wolne chociaż normalnie bierzesz je tylko na podróżowanie
– dla którego jesteś na nogach do 2 w nocy chociaż normalnie kładziesz się spać o 22 z minutami
kończy set w ⅔ i nie zdąży zagrać piosenek, które śpiewałeś całą drogę w aucie.
To uczucie boli do dzisiaj.
Mando Diao mówi, że na ich ekipę napadł director of festival.
Director of festival mówi, że nie było współpracy między ekipami.
Uczestnik festiwalu ma to w dupie; jest mu po prostu bardzo przykro.
To było jak policzek. Mando Diao (czy też Mando Cinque, jak żartował sobie Tomasz. No co, jest ich pięciu!) grają w tempie 1 piosenka = 1 członek zespołu bez koszulki więcej, ja jestem gotowa ściągać stanik – i nagle na scenę wychodzi Owsiak i mówi, że koniec koncertu i że mu przykro.
Że jemu było przykro? A jak mi było przykro!
Jedyną osobą zadowoloną z takiego obrotu sprawy był Tomasz. Odkąd zauważyłam, że wokalista na telebimie ma takie niebieskie oczy (jak to Szwed), Tomkowi koncert przestał się podobać i jako jedyny nie klaskał – więc może to był powód. Może Mando Diao ma taki zapis w umowie, że albo klaszczą wszyscy, albo nie grają.
Postaliśmy jeszcze chwilę pod sceną, ale ten żart z przerwaniem występu trwał odrobinę za długo, żeby był śmieszny.
No nic, dosłuchałam sobie w samochodzie tych trzech piosenek. Mamy dobre głośniki.
Z serii: a moment to remember. Jak zmęczeni starzy ludzie (to my) przysiedli sobie na moment na ziemi podczas koncertu Wilków i w sekundę otoczyło nas kółeczko tańczących ludzi; poczułam się na weselu, którego nigdy nie miałam. Aww.
Albo jak wyleczyłam czkawkę dziewczynie stojącej przed nami w kolejce po jedzenie (zapisz się na mój newsletter, a wyślę Ci niezawodny sposób na czkawkę!).
Albo jak udało mi się zamienić: jabłko w zamian za papierosa. Zależy jak spojrzeć, ktoś dużo zyskał, ktoś dużo stracił.
Albo jak oglądaliśmy z kilkoma tysiącami ludzi rozmowę z Robertem Biedroniem i nikt nie krzyczał, że pedał.
Moja pierwsza sektorówka. Pod następną mam zamiar się schować na meczu Lech-Legia (El clásico).
Flaga pojawiła się nieprzypadkowo na koncercie Dead Daisies. Wyobraźcie sobie zespół, który nie tylko za występ przylatuje za swój hajs, ale jeszcze wpłaca 10 000 euro na WOŚP. To prawie tak samo wzruszające, jak lisek ciągnący martwego liska przez drogę (true story, widzieliśmy w drodze powrotnej).
Sfotografowanie flagi od zewnątrz było bardzo dobrym pomysłem – nie dlatego, żeby zdjęcia wyszły jakoś epicko, ale dlatego że na zewnątrz spotkałam Kubę, przesympatycznego ziomka i mojego czytelnika. Kuba, pozdrawiam!
Czasem mi się zdarza, że na 39 milionów osób w kraju ktoś mnie rozpozna i cieszę się wtedy jak dziecko. Problem się zaczyna wtedy, kiedy powinnam powiedzieć coś bardziej sensownego niż ale mi miło, strasznie się cieszę, piątka – ale naprawdę, ja jestem skromna dziewczyna, ta celebryckość odbiera mi rozum i mowę!
CO MNIE NIE ZABIJE, TO MNIE WZMOCNI
Nie dziwię się, że koncerty zaczynają się o 15:00. Tyle czasu zajmuje: wstanie z łóżka ze śpiwora, stanie w kolejce do toi toia, stanie w kolejce do prysznica, stanie w kolejce po jedzenie (w Lidlu stoisz dwa razy, bo jeszcze jest kolejka w kolejce – po pieczywo) i jak potrzeby fizjologiczne są ogarnięte, to wybija 15:00. Dobrze pomyślane… not. Jak się przyjeżdża na jeden dzień, to aż tak tego nie widać. Ale jak się zostaje na dłużej, to może irytować.
Pamiętajcie, że Toi Camp można rezerwować dwa miesiące wcześniej i zaoszczędzony czas przeznaczyć na stanie po bagietki czosnkowe – więc dlaczego wzięliśmy się za to na tydzień przed, jak już nie było miejsca? No nic, spanie w aucie jak śmietana. Szkoda tylko, że kibelka nie ma.
Czasami, nawet wbrew sobie, człowiek musi. W przeciwnym razie zakaz podchodzenia z otwartym ogniem, grozi wybuchem. Ja też należałam do osób, które nigdy w życiu by nie poszły do toi toia na Woodstocku, aż znalazłam się w sytuacji podbramkowej: pół godziny w kolejce do czystej toalety, albo 10 minut w kolejce do tej drugiej. Normalnie krzaki to jest rozwiązanie. Ale na Woodstocku w krzakach mieszkają ludzie.
Toi toie na Woodstocku są jak kinder niespodzianka – nigdy nie wiesz, co znajdziesz w środku.
Planowałam zrobić kompilacje zdjęć z minami osób, które sprawdzały stan rzeczy: kabina po kabinie, ale już i tak wyglądałam dosyć dziwnie stojąc z aparatem pod kiblami.
Może być też tak, że toi toi w kolejce do którego stałeś jako zaufany (w końcu gdyby się nie nadawał do użytku, to nie stałaby do niego kolejka), już nie jest zaufany, bo na (podniesionej) klapie znajdujesz rozsmarowane świeże gówno.
Ogólnie nie spodziewałam się, że takie sztuczki można robić z ekskrementami (może nieprzypadkowo w tym słowie zawiera się -krem-). Już trochę ostrożniej podchodzę do przybijania piątek z nieznajomymi na Woodstocku.
Ale nie ma co narzekać, powinnam się cieszyć, że nikt nie zaczął bujać moim toi toiem, jak byłam w środku, nie?
Zapytaj 10-ciu przypadkowo spotkanych na ulicy ludzi, z czym im się kojarzy Przystanek Woodstock i 9-ciu odpowie, że bo oni to się kąpią w błocie. No się kąpią, no i co?
Zastanawiałam się długo nad tym, co tak ludziom przeszkadza. Jaka się im krzywda dzieje, jak oglądają taki obrazek w telewizorze.
Czy ktoś się kiedyś w tej kałuży utopił? Nie.
Czy to obowiązek każdego Woodstockowicza? Nie.
Więc na serio, o co chodzi?
Dla mnie taki obrazek to esencja Woodstocku: róbta co chceta i nikogo nie krzywdźta, a na ludzi się nie patrzta.
PS: odkąd widziałam, jak jedna pani wymiotuje do kałuży, trochę inaczej patrzę na kąpiele w błocie pod grzybkiem. Thanks but no thanks!
W tym roku udały się dwie rzeczy, które dotąd uważałam za niemożliwe:
– udało się z kimś umówić i faktycznie spotkać (niech ta osoba pozostanie anonimowa, ZUS nie musi wszystkiego wiedzieć).
– do tej pory z naszej dwójki to ja dojadałam po Tomku, nie odwrotnie. Aż zobaczyłam jak najpierw Tomasz zjada mega hot doga (mega hot dog na Woodstocku mierzy jakieś 30-40 cm i składa się z bułki, która równie dobrze mogłaby być bochenkiem chleba, dwóch parówek – cienko, w zeszłym roku były kiełbasy – majonezu, keczupu i sałatki), a po godzinie dojada zestawem od Hare Kriszny (a panie miały wyjątkowo szeroki gest w tym roku), w końcu nie jadł nic na drugie, nie?
To jest fizycznie niemożliwe, żeby w jednym żołądku pomieściły się obie te rzeczy na raz. A jednak, jak widać odpowiedni mindset czyni cuda. Szacunek dla mojego męża.
Niby na Woodstock się jeździ na koncerty, ale mam wrażenie że z roku na rok coraz więcej czasu zajmuje nam stanie w kolejkach i przemieszczanie się między lokacjami. Dodać do tego czas na zdjęcia i zostaje niewiele na tupanie nóżką. A może skoro grał zespół, na który czekałam tak bardzo, to nie starczyło mi już miejsca w sercu na inne?
Nie będę kłamać: z roku na rok coraz mniej interesuje mnie muzyka. Ale też z roku na rok przywożę lepsze zdjęcia, więc gra jest moim zdaniem warta świeczki.
Za to z dużą przyjemnością wysłuchaliśmy rozmów Piotra Kraśki z Maciejem Orłosiem i Robertem Biedroniem na Akademii Sztuk Przepięknych.
No i w przyszłym roku to już na pewno pójdę na warsztaty na Woodstocku.
Spod sceny zapamiętam głównie barierki i trzepanie plecaków, czego nigdy wcześniej nie było. Szukali tak długo i dokładnie, aż znaleźli nam w plecaku puszkę piwa, o której sami zapomnieliśmy.
Nie wiedziałam w czym problem, dopóki nie zobaczyłam takiego obrazka: 50 metrów od sceny pusty pas ziemi niczyjej – i tłum napierający na barierki. Nie o taki festiwal organizatorzy walczyli, ale chyba lepiej jak ma się odbyć tak, niż jakby miał się nie odbyć w ogóle.
PS: zakładam Komitet Sprowadzenia Alexandra Marcusa do Kostrzyna w 2018 roku. Kto ze mną?
Na ratunek mojej duszy już za późno, ale zapisuję sobie na przyszły rok, żeby zatrzymać się z aparatem na dłużej pod przystankiem Jezus. A abstrahując od wizualnych smaczków – jak tak sobie popatrzyłam, to kościół powinien dawać premie takim duchownym – bo wizerunkowo odkręcają to, co reszta spaprała.
конец фильма. Ostatnie zdjęcie we wpisie jest ostatnim zdjęciem w ogóle. W przyszłym roku ja i Woodstock mamy drewnianą rocznicę, ciekawe jakie kwiaty dostanę?