Każdy Kijów ma dwa końce: bardzo alternatywne atrakcje Kijowa
Każdy Kijów ma dwa końce: lewobrzeżny i prawobrzeżny. Co jeden, to lepszy.
Tak bardzo polubiłam Kijów. Tak dobrze mi się go zwiedzało.Taka szkoda, że już mnie więcej na Ukrainę nie wpuszczą.
Nie po wpisie, który teraz czytacie.
Jedni na hasło: „alternatywne atrakcje” dostają ciarek z obrzydzenia; inni – gęsiej skórki z podniecenia. Dla jednych linię demarkacyjną wyznacza lista zabytków UNESCO, inni – z prowiantem w plecaku w poszukiwaniu
To ja. Pora na mniej oczywiste miejsca w Kijowie.
Ani grama cegły. 100% betonu.
Wyobraźcie sobie, że przyjeżdża cudzoziemiec do Krakowa (Poznania, Wrocławia) i zamiast wyśpiewywać dobrze wypozycjonowaną w google serenadę Wawel-Auschwitz-Wieliczka, chwali raczej Ruczaj (Rataje, Kozanów). Zamiast galerii handlowej Renoma poleca bazar przy Rondzie Wiatraczna.
Ban na miejscu. Nie o taki wizerunek walczy dział promocji miasta.
Tymczasem mi w osiągnięciu poczucia, że Kijów to miasto, do którego chcę wracać, pomogły godziny spędzone na drugiej stronie Dniepru. Tam, gdzie bazary, hipstery, betony.
Dodam, że sama mieszkam w bloku, a do ryneczku (nie tylko Lidla) mam 5 minut spacerkiem z wiklinowym koszykiem w ręku, więc nie jest tak, że obrałam azymut na egzotykę.
Demografem nie jestem, ale mam przeczucie że statystycznie serce Kijowa bije częściej po lewej stronie rzeki.
W zabytkowych cerkwiach nie mieszkają ludzie.
W urzędach i muzeach nie mieszkają ludzie.
W secesyjnych kamienicach trochę mieszkają, ale w blokach z wielkiej płyty jednak mieszka ich więcej.
Wystarczy stanąć w dowolnym punkcie z widokiem na rzekę i spojrzeć przed siebie. Co widzimy?
Najpierw Dniepr, szeroki jak morze.
Potem nieprzebytą puszczę, pas ziemi niczyjej. Ale z piaszczystymi plażami, trzeba przyznać.
A w oddali bloki. Wielkie skupiska jeszcze większych bloków. To chyba siła przyciągania Moskwy tak działa – im bliżej Kremla, tym wyższa kubatura.
Tam płyniemy!
Jeśli są jeszcze w Kijowie miejsca, których nie skolonizowała blogosfera podróżnicza, to znajdują się właśnie tam. Jeśli chcecie się poczuć jak Edmund Strzelecki w australijskim outbacku, przetrzeć szlaki i zapełnić białe plamy na mapie podróżniczej – znajdujecie się po złej stronie miasta. Tu wszystko jest już skatalogowane na liście budget eats i things to do. Tu żaden gatunek wegeśniadaniowni nie umknie uwadze influencerów na instagramie.
Ostrzegam, to nie jest wpis dla każdego: osoby zakochane we Lwowie, nie powinny podchodzić do Kijowa bez kija, a co dopiero przeprawiać się na drugą stronę Dniepru. Out there be monsters.
Jakbym miała mało w życiu wyzwań – do biegania interwałów i sprzątania klatki schodowej dorzucam jeszcze jedno:
pojechać do Kijowa i spędzić cały pobyt na lewym brzegu Dniepru.
Zdaję sobie sprawę, że moje wspaniałe znaleziska są kroplą kruszywa w oceanie spoiwa.
Co z cerkwią nad jeziorem otoczoną blokami, którą widziałam przy lądowaniu na lotnisku Żuliany?
Co z blokiem, na którego ostatnie piętro weszła Kinga, a gdzie otworzył się przed nią widok na panoramę Kijowa o zachodzie słońca?
Co z euroosiedlem opisanym przez Karolinę i Piotrka?
Przygodę czas zacząć. Wiem, że w metrze nie zapina się pasów, ale Wy na wszelki wypadek zapnijcie.
Przystanek I: Lisova.
Pierwszy przystanek naszej podróży jest jednocześnie ostatnim przystankiem czerwonej linii kijowskiego metra.
Tu nie ma czasu na aklimatyzację. Tu wprost ze stacji wchodzi się na Bazar przez wielkie BUZZ.
Tu też znajduje się największy lumpeks, jaki w życiu widziałam. Jeśli nie znalazł się w księdze rekordów Guinnesa, to znaczy że mężczyzna z Bombaju, który wyhodował dwumetrowy paznokieć przy kciuku też nie powinien tam się znaleźć.
Wyobraźcie sobie hangar lotniczy. I ten hangar jest połączony z innymi hangarami. I w tym hangarze zamiast składować Concorde’y w oczekiwaniu na lepsze czasy i tańsze paliwo, na całej jego powierzchni sprzedaje się używane ciuchy. Raczej na metry bieżące niż na sztuki.
Nic nie kupiłam, kto zgadnie dlaczego?
Tak jest, bo wstydziłam się zapytać o cenę.
Targować się, to ja potrafię – ale w zaciszu własnego domu i o to, kto ma opróżnić zmywarkę.
Reasumując: z metra wchodzisz na przepyszny bazar, z bazaru do stolicy lumpeksów, a dalej czeka na Ciebie Darynok.
Takie centrum handlowe, ale mniej jak Arkadia, a bardziej jak Tayger w Płocku (est. 1996).
Darynok jest brakującym ogniwem pomiędzy bazarem na Lisowej, a tym co znajdziesz po drugiej stronie.
Zapuść wąsy, załóż czapkę, podciągnij śmieszne skarpety. It’s hipster time!
Art-Zavod Platforma: miejscówka, którą chcielibyście mieć w swoim mieście.
Może filia w Poznaniu?
Pierwszy rzut oka na opis mówi wszystko: inspirujące środowisko artystyczne, lokalizacja w starej fabryce, coworking, eventy, matcha latte.
Kolejna mekka hipsterów, mało takich w Europie?
Dokładnie tak.
Różnica polega na tym, że w Kijowie wszystko jest bardziej – i to stwierdzenie jest prawdziwe tak samo w odniesieniu do rozwarstwienia społecznego, jak i modnych miejscówek.
Ze strony www:
Art-Zavod Platforma to 120 000 m² przestrzeni, z czego połowa przeznaczona jest na wydarzenia: markety, koncerty, festiwale.
Nie wiem, ile to jest 120 000 m², ale wiem że obejście całego terenu zajęło nam trochę czasu i to mimo że wypiliśmy po cydrze na rozgrzewkę i zjedliśmy smażone nudle z wołowiną teriyaki, żeby nie zasłabnąć w czasie zwiedzania.
Albo inaczej: czy Wy wiecie, ile girland i lampek trzeba, żeby to przystroić? Ile leżaków i kolorowych poduch trzeba skombinować, żeby stworzyć wygodne warunki do robienia selfie?
Kurazh Bazar – chcesz się tam obkupić
\
Raz w miesiącu (w weekend) w Art-Zavod Platforma odbywa się Kurazh Bazar.
Wypisz-wymaluj to wydarzenie, na które trafiliśmy: kurtki dżinsowe z jednorożcem? Kolejki po hummus we wszystkich kolorach tęczy? Biżuteria handmade? Animacje dla dzieci? To musi być Kurazh Bazar.
Jednocześnie wyjaśniła się tajemnica opłaty za wstęp: 50 UAH = 6,50 zł.
Obkupiłam się poniżej swojego apetytu, ale nie chciałam potem wybierać na lotnisku: zostawić na Ukrainie torbę ciuszków czy torbę z laptopem?
A swoje nowe skarpetki Tomasz po prostu założył na nogi. Teraz zna to uczucie, na pół triumfujące, na pół krępujące, kiedy na lotnisku każą Ci zdjąć buty do kontroli bezpieczeństwa, a Ty masz na sobie skarpetki w cycki.
Art-Zavod Platforma, Bilomorska 1 | stacja metra Lisova | w weekendy od 11:00
Podsumowując: dla Art-Zavod Platformy warto odpuścić na chwilę świątynie sztuki i barokowe cerkwie,
nawet jeśli akurat dzisiaj nie gra tam Franz Ferdinand.
Wait, what?
Dobrze czytacie. Nie chciało mi się w marcu jechać pociągiem do Warszawy, ale chciało mi się w czerwcu lecieć samolotem do Kijowa. Nie mogę powiedzieć, że zrobiłam deal życia, ale bilety na koncert były trochę tańsze.
Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby zespół cieszył się na widok publiczności tak samo, jak publiczność na widok zespołu.
Nieważne z którego roku i z której płyty grali piosenkę: nawet hiszpańska (rosyjska?) inkwizycja nie mogłaby zaskoczyć tłumu w Kijowie.
To był pierwszy koncert od dawna, na którym wyśpiewałam _każdy_ wers. Ze znajomości twórczości Franza Ferdinanda (2003-2018) nikt mnie nie zagnie, mogę się zgłosić na olimpiadę – pod warunkiem, że wśród uczestników nie będzie nikogo z Ukrainy.
Patrz i ucz się, zblazowana zachodnia Europo!
Ale dobra, miały być bloki.
Wy czytacie już 10-tą minutę, a po betonie ani widu, ani słychu.
[SPOILER]
.
.
.
Będą w następnym akapicie.
[/SPOILER]
Żeby zrobić krok w przód, musimy najpierw się cofnąć – do centrum miasta.
Bo jedyna sieć, jaka łączy ze sobą lewobrzeżne tereny Kijowa, to uber. Nie metro.
Jeśli macie czas, tak jak ja go nie miałam, wysiądźcie po drodze na stacji metra Hidropark (Гідропарк).
Podobno tam mieści się Kijowska Riwiera, czyli plaże i kasyna, co oznacza że już jest lepiej niż w Las Vegas. W Vegas nie ma plaż.
Ktokolwiek był, niech cokolwiek napisze w komentarzu.
A my przesiadamy się do zielonej linii, kierunek: Czerwony Chutor.
Pozniaky: domy z betonu
Nie wiem, czy to są najlepsze bloki na mieście.
Ja po prostu znalazłam je na google maps, wysiadłam z zielonej linii metra na stacji Pozniaky (Позняки), zarzuciłam tobołek na plecy i poszłam, dokąd mnie nogi poniosły.
Przez jedno popołudnie czułam się, jakbym umarła i trafiła do nieba. Dla Kijowian mieszkających w Rejonie Darnyckim to było kolejne popołudnie: trzeba wrócić z pracy, zakupy zrobić na bazarze, obiad przygotować na kolejny dzień.
Dla mnie: święto lasu. Takie obrazki urzekają mnie najbardziej. Zwyczajne niezwyczajne, a fotografującemu radość.
Tak trzeba żyć. Czereśnie kupować na wiadra. Kawę pić na przystanku (w Kijowie _wszędzie_ dostaniecie kawę z ekspresu).
Skąd we mnie ten sentyment?
Może stąd, że wielka płyta to moje naturalne środowisko: tu mnie poczęto, tu się wychowałam, tu mieszkam.
3 lata odskoczni na tzw. nowym osiedlu, gdzie monopol na wszystko miał jeden sklep (bynajmniej nie monopolowy) i łatwiej było złapać stopa na Piłę niż złapać autobus do centrum, nauczyły mnie, że nigdy więcej.
Infrastruktura na osiedlu BLK z PRL jest nie do przebicia. Mam pod nosem bibliotekę, 3 piekarnie, 2 szkoły i przedszkole, to wiem.
Może stąd, że jako dziecko chciałam zostać inkasentem, żeby móc chodzić po cudzych domach i oglądać, jak ludzie mieszkają. Do dzisiaj możesz mieć pewność, że jeśli zapalisz światło i nie zasłonisz okna, a ja akurat będę przechodzić pod Twoim blokiem – zajrzę Ci do pokoju.
Może stąd, że duże bloki = dużo ludzi. A dużo ludzi, to dużo sytuacji do uchwycenia. Nie jestem typem zen, który usiądzie nad brzegiem morza i będzie po prostu patrzył na fale. Dookoła musi się coś dziać, inaczej tracę czas.
Nigdy nie chciałam mieszkać w małym domku z bali gdzieś w głuszy. Nawet mały domek to o wiele za dużo sprzątania. A wolne życie to dla mnie powolne umieranie.
Dopuszczam ewentualnie zestaw: mieszkanie w kamienicy + odkurzacz automatyczny.
10 powodów, dla których blokowiska w Kijowie są najlepsze:
1. Idziesz sobie spokojnie chodnikiem, a tam – jezioro. Nie kaprawe osiedlowe oczko wodne. Jezioro, każdy podręcznik do geografii to potwierdzi.
2. Właściwie doszłam już w momencie, kiedy zobaczyłam panią, która w trzcinach nad jeziorem na tle bloków ćwiczyła jogę (i wędkarza, który ją podglądał), ale…
3. … ale 2 kroki dalej znalazłam drewnianą cerkiew.
4. A za nią kolejne jezioro.
5. Po którym pływały rowery wodne.
6. Nad którymi krążyły mewy.
7. A gdy weszłam do parku i minęłam dmuchany zamek…
8. … moim oczom ukazał się koń.
9. Nie żartuję.
10. I to wszystko w przeciągu 20 minut od wyjścia z metra.
Bloki nie są bezduszne. Albo inaczej: właśnie po to, żeby bloki nie były bezduszne, ludzie z takim oddaniem uczłowieczają tę przestrzeń. I to już łapie za serce.
Okolice stacji metra: Pozniaky, Charkowskiej i Vyrlytsia – na zawsze w mojej pamięci. A przecież to, co ja zobaczyłam to ułamek lewobrzeżnych wspaniałości.
Blokowisk ci w Kijowie dostatek, ale i te przyjmijcie jako wróżbę udanego zwiedzania.
Jest jeszcze Trojeszczyzna, nazywana kijowską dzielnicą strachu.
Są murale. Gdańskiej Zaspy kijowska scena muralowa nie przebije, ale po lewej stronie Dniepru znajdziecie zaskakująco dużo prac. Tu mapa.
Jest Rusanówka, czyli kijowska Wenecja.
A to, że nie udało mi się wejść na żaden dach, to znaczy tylko, że za słabo szukałam. Następnym razem przyłożę się bardziej.
Jak można się domyślić,
prawobrzeżny Kijów nie przepada za lewobrzeżnym.
Prawobrzeżni lekceważą lewobrzeżnych, a lewobrzeżni mają dosyć udowadniania, że nie są wielbłądem, tylko po pierwsze: ludźmi, a po drugie: Ukraińcami. Jest życie poza listą UNESCO.
Londyn, Warszawa, Płock, a teraz Kijów.
Zaczynam podejrzewać, że Poznań to jedyne miasto na świecie gdzie nie ma znaczenia, z którego brzegu rzeki dojeżdżasz do pracy.
Chętnie poczytałabym i poopowiadałabym Wam więcej, ale w znanych mi językach google na hasło: Pozniaky, Trojeszczyzna wyrzuca dwa artykuły, których puentę można przewidzieć od pierwszego zdania i obstawić ją za pieniądze u bukmachera; oraz generyczne clickbaity z Tripadvisora: 10 najlepszych atrakcji w pobliżu Stacja: Pozniaky – jak można się domyślić, ze Stacją: Pozniaky nie mają wiele wspólnego.
Najlepiej pojechać na miejsce i zobaczyć samemu. A potem opisać na blogu podróżniczym, rzecz jasna.
Za 5 lat każdy szanujący się przewodnik po Kijowie będzie mieć w programie: Kijów betonowy. Śladami Nieśmigielskiej po lewej stronie Dniepru.
O co zakład?