niesmigielska.com | blog, fotografia, podróże, suchary

Słabe żarty, mocne zdjęcia. Blog fotograficzny z podróżniczym zacięciem.

Jak żyć, co zjeść w Korei? O kuchni koreańskiej.
AZJA, Korea Południowa

Jak żyć, co zjeść w Korei? O kuchni koreańskiej.

Żona do męża: to teraz pochwal się, co Ci najbardziej smakowało w Korei?
Mąż do żony: pizza.

Przy czym standardy dla pizzy wyróżniamy dwa: złoty (neapolitański) i zwykły.
I żadna pizza zjedzona w przez nas w Korei nie była neapolitańska.

Dotychczas zgodni, po raz pierwszy w historii wspólnego podróżowania stanęliśmy na rozstaju dróg – ja skręciłam w ścieżkę: da się zjeść, ciekawe co to, czasem nawet dobre, Tomek wolał umrzeć niż zjeść kolejny bibimpab. Stąd te pizze.

Też tak macie, że najpierw kupujecie bilety lotnicze, dalej wjeżdża google („street food w XYZ”), a dopiero potem szukacie noclegu? Kompletujecie listę dań do spróbowania, deserów do pożarcia i dbacie, żeby odhaczyć je wszystkie (najwięcej punktów za brakujące danie wypatrzone w drodze na lotnisko przed lotem powrotnym!), bo inaczej wyjazd się _nie_liczy_?

A mieliście kiedyś tak, że połowa dań szału nie robiła, a druga całkiem zwyczajnie Wam nie smakowała?

A to my w Korei właśnie.

Dość powiedzieć, że najlepsze danie, jakie zjedliśmy w Korei, zjedliśmy w japońskiej restauracji – to tak jakby pochwalić się, że…
.
.
.
… najlepszą polską pomidorową zjadło się w Niemczech. Czyli grubo.

Dzisiaj o tym co zjeść, jak ciężko jest żyć wegetarianom w Korei Południowej i czy to prawda, że tam jedzą psy?
Niby o gustach się nie dyskutuje, ale jeśli tak jak my jesteście raczej z hummusowej bajki, wyjazd do Korei to prawie na pewno nie będzie bułka z masłem (ale za to może być pączkiem w panierce).



BANCHANALIA

(Uprzedzam: kraj, w którym na każdym rogu zgrillujecie przy wspólnym stole żeberka, to nie jest kraj dla wegetarian. Ani dla wegan, którzy (przekonani, że wyżywią się sushi z warzywami albo kimchi) czasami dopiero po fakcie doczytują, że nawet kapusta pekińska kisiła się z dodatkiem sosu rybnego.)

Koreańskimi odpowiednikami barszczu, pierogów, kiełbasy, gołąbków i innych potraw, które jako typowi Polacy codziennie jemy na obiad, będą:

Bibmbap – mój faworyt. Instagramowa micha wszystkiego ze wszystkim – po zrobieniu zdjęcia należy składniki dokładnie wymieszać (uwaga: nie w odwrotnej kolejności).
Nie wiem, czy istnieją dwa takie same bibimbapy, tak samo jak nie istnieją dwa identyczne płatki śniegu. Przez dwa tygodnie zjadłam ich 5 i tylko ryż się zgadzał – cała reszta = hulaj dusza, co tylko było w lodówce. Bez problemu dostaniecie opcję wege, opcję zapiekaną w glinianym naczyniu, opcję z jajkiem na wierzchu.

– do prawie każdego dania ustawowo przysługuje Wam drugie tyle przystawek (banchan): od kimchi i pikli, przez cienki rosołek z tofu, po zupełnie niezidentyfikowane obiekty, prawdopodobnie jadalne. Banchan to gimnastyka dla buzi i języka (nierzadko także dla podnienienia). Raz chrupie, raz się rozpływa. Raz smakuje, raz nie.

– Pierożki mandu – pierogi jak pierogi, co może pójść źle? Cienkie, miękkie ciasto, farszu ile trzeba (także warzywnego), sos sojowy do maczania. Gdyby tylko Tomasz współpracował, jadłabym je częściej.

Gimbap – najprościej powiedzieć korańskie sushi, ale pamiętajcie, że Korea z Japonią ma kosę od ponad 2 tysięcy lat, więc może rozważniej będzie unikać tego określenia. Koreańska wersja jest słodsza i łatwiej znaleźć wersję warzywną, bez ryby.

Pajeon – jeśli gimbap to odpowiednik sushi, pajeon musi być koreańską odpowiedzią na nasze placki ziemniaczane. Podwójnie tłuste, bo raz usmażonego pajeona pani na targu chętnie odsmaży po raz drugi. Najczęściej ze szczypiorkiem, ale może być także z ośmiornicą.
PS: Nie chcę wkładać kija w mrowisko, ale naukowcy dowiedli, że “z cukrem” to jedyny słuszny sposób podawania placków ziemniaczanych w Polsce.

– Ryżowe kluski tteobokki w słodko-ostrym sosie, które zupełnie mi nie podeszły – chyba za bardzo nastawiałam się na podobny poziom nieba w gębie, jaki dają gnocchi.
To chyba najbardziej mi przeszkadzało w Korei: wszystko było słodkie, nawet to, co było ostre. Im bardziej ostre, tym bardziej słodkie. Przed wyjazdem do Korei powinno się otrzymywać szczepionki na cukrzycę.

Koreańskie BBQ – najbardziej popularny rodzaj knajpy w Korei, gdzie dostaniesz zdekonstruowanego grilla i musisz sam sobie przygotować kolację: tnąc, krojąc i smażąc na ruszcie. Jako wydarzenie towarzyskie polecam (próbowaliśmy kiedyś w Sydney), ale jeśli jesteś głodny i szukasz czegokolwiek do zjedzenia, ale niedawno przestałeś jeść wołowinę – trochę dramat. Właśnie w takich okolicznościach wjechała nam pierwsza pizza na kolację.

Japchae (brak zdjęcia) – są ślady stóp na księżycu, więc nie mów mi, że nie da się zrobić przezroczystego makaronu z batatów. Podawane na zimno kluski z mięsną wkładką i/lub warzywami. Odrobinę za słodkie jak na wytrawne danie, ale to już ustaliliśmy kilka akapitów wyżej. Approved!

Jajangmyeon – i pomyśleć, że ktoś w internecie miał fantazję, żeby porównać to danie do spaghetti po bolońsku… W praktyce zgadza się tylko makaron. Sos jest słodki i na bazie czarnej fasoli, z warzywami i wieprzowiną.
Nie było najlepsze, nie było najgorsze, ale przyznaję, że stacja benzynowa przy autostradzie to niekoniecznie miejsce, gdzie serwują najlepsze jajangmyeon w kraju.

Hotteok – wreszcie coś, co zasmakuje każdemu, nawet Tomaszowi. Coś, co jest po prostu słodkie i tłuste, a nie: słodkie, tłuste i ostre. Smażony na głebokim oleju gruby naleśnik, z farszem lub bez, oblany miodem. Hotteok jest skazany na sukces.

Ale jeśli myślicie, że na wyżej wymienionych daniach kończy się kuchnia koreańska… to lepiej doczytajcie do corndogów.





mandu kuchnia koreanska
pajeon korea

co zjeść w korei hotteok
pizza w korei

Zjadłeś? Zjeżdżaj

Wiecie, co zjeść (bo tak Wam napisała blogerka w internecie), jeszcze trzeba wiedzieć: gdzie. W przypadku koreańskiego BBQ odpowiedź brzmi “wszędzie”, a cała reszta?

Jak świat światem, najwięcej pieczeni na jednym woku usmażycie na lokalnych marketach.

Tu następuje zwrot akcji: w Korei market niekoniecznie musi być dedykowany jedzeniu, żeby dało się na nim zjeść. Sprzedawcy i sprzedawczynie śrubek (smartfonów, torebek, piżam) też potrzebują ciepłego obiadu. W Korei obowiązuje więc prosta zasada: jest handel, jest jedzenie. A że w Seulu handel jest wszędzie, z głodu umrzecie tylko jeśli nie wypłacicie gotówki z bankomatu.
Pr0 tip: Jeśli nie jesteście głodni (albo jesteście, ale w Korei smakuje Wam tylko pizza), zawsze na ryneczku możecie jeść oczami, jak ja w przypadku kurzych nóżek i żywych ośmiorniczek.

Jeśli oglądaliście na Netflixie serię dokumentów o ulicznym jedzeniu, zwiedzanie Seulu zaczniecie od Gwangjang Market. Znajdziecie tu prawie wszystko, o czym przeczytaliście wyżej + przynajmniej jedną panią “od Netflixa”. Pytanie, co było pierwsze: lista koreańskich must-eat czy menu pań gotujących w Gwangjang Market?

U kogokolwiek zjecie, nie rozsiadajcie się. Na rynkach obowiązuje kolejna zasada:

Zjadłeś? Zjeżdżaj.

Zapłacić (gotówką) i pochwalić możesz na stojąco, na Twoje miejsce czeka wielu chętnych.

PS: Jak w 2023 roku napiszę wpis z/o Seulu, to na pewno wspomnę o lokalnych ryneczkach więcej.

A jak nie, to nie.


gwangjang market seul
gwangjang market korea

street food korea
kuchnia koreanska
street food korea






Jak pączek w panierce

Jeśli na myśl o pankejkach z syropem klonowym i bekonem, Wasz dzień robi się jaśniejszy, a na wieść, że jedna ze szczecińskich lodziarni wypuściła na rynek lody o smaku paprykarza (true story) siedzieliście w TLK do Szczecina – słuchajcie, co przygotowała dla was Korea.

Wyobraźcie sobie pączka.
Z surówką z białej kapusty
plastrem szynki
i musztardą.

Nie powiem, że om nom nom, ale byłam tak głodna i zmęczona szukaniem czegoś, co nie będzie podrobami na patyku, że pączka w panierce zjadłam: dwa razy i to nawet ze smakiem!

Pączki na słono znajdziecie także (jako les croquettes) w popularnej piekarnio-kawiarni Paris Baguette (także w wersji z le parówką).

Corndog, corndog über alles

Polak, Koreańczyk dwa bratanki. Tak samo jak my na gastrofazie zamiast lepić pierogi ASAP, raczej zamówimy podwójną na grubym, tak w Korei Południowej jak trwoga, to do corndoga. Albo smażonego kurczaka.

Po liczbie budek i restauracji serwujących jedno i drugie śmiem twierdzić, że panierka to narodowe koreańskie danie.

Na pytanie: jak smakowało? jest tylko jedna słuszna odpowiedź: a jak myślicie?
Spróbowaliśmy, żebyście Wy nie musieli.

PS: Widziałam w Melbourne miejsce, które sprzedaje corndogi i reklamuje się jako autentyczny koreański street food, więc to musi być prawda.

Ryba-piła, ryba-penis

Zapomnijcie o wołowinie bulgogi, bibimbapie, japchae. Komu coś _naprawdę_ lokalnego, temu w drogę na rybny rynek.

Pod względem bioróżnorodności wizyta na targu owoców morza w Busanie była trochę jak wizyta w ZOO (z tą subtelną różnicą, że zwierząt w ZOO nie smaży się potem na maśle).
Pod względem kształtów i kolorów – jak w galerii sztuki współczesnej. Poniżej znajdziecie 15 dowodów, że wnętrze rybnego marketu w Busanie (Jagalchi Market, 52 Jagalchihaean-ro, Nampo-dong, Jung-gu, Busan) zaprojektowali artyści z ruchu De Stijl.

Dla nas owoce morza kończą się na krewetkach w tempurze, ale jeśli zawsze chcieliście spróbować ryby-penisa… Busan to miasto, gdzie spełnią się Wasze marzenia. Opcje są dwie:
1. kupujecie siatkę owoców morza i zanosicie je na pięterko (do jednej z restauracji, która będzie wiedziała co z nimi zrobić).
2. Kupujecie siatkę owoców morza i spożywacie je na surowo, z odrobiną sosu sojowego. Bardziej like a local się chyba nie da.

Smacznego!


jagalchi market busan

owoce morza korea
co zjeść w korei owoce morze
kuchnia koreanska owoce morze









Nie z psa kiełbasa

Usłyszał to każdy, kto ogłosił, że wyjeżdża do Chin. Usłyszy co druga osoba, która wybiera się do Korei.
Ciekawe, hehe, czy Wam jakiegoś psa nie podadzą, hehe.

Tak jakby psie mięso stosowało się w Korei jako odpowiednik maggi.

Tak, w Korei są ludzie, którzy jedzą psy. Raczej mniejszość niż większość (wg danych z 2017 roku, 70% Koreańczyków nie popiera konsumpcji psiny) i częściej starsze pokolenia.
Ale to nie wygląda tak, że zamawiasz kotleta == jesz polędwicę z Burka, bo nie sprawdziłeś menu w google translate.
Podobno, żeby zamówić rosół z psa (boshintang), trzeba się trochę postarać, poszukać, popytać. Podobno dodaje wigoru. Podobno psy idące na rzeź zabija się przez porażenie prądem co trwa 2-3 minuty, a zanim to nastąpi, są trzymane w klatkach i karmione podłym żarciem i nierzadko zwłokami tych, które nie wytrzymały trzymania w klatkach i karmienia podłym żarciem.

PS: Ciekawe, hehe, po ile słoiczek psiego sadła można kupić na Podhalu, hehe.

Zdjęcie pieseła zrobiłam w Hong Kongu.

Czarny kotlet zestawienia

Trudno o bardziej chamskie danie niż kotlet w panierce. Nie dość, że smażony, to jeszcze z serem w środku. Klasyk weselny, świąteczny, nie za zdrowy, nie za chudy, idealny pod wódeczkę.

Trudno też o większą potwarz dla kuchni koreańskiej. Japonia z Koreą lubią się jak PO z PiSem – a jednak przypadkowy kotlet (zjedzony, jak wiele rzeczy w Korei, w przypadkowym miejscu, pierwszym, w którym nie serwują korean bbq) wygrał ze wszystkim, co miałam na talerzu odkąd w marcu 2018 roku wyjechałam z Neapolu.

Właściwie żałuję dnia, w którym się poznaliśmy – bo jak teraz całkowicie zrezygnować z mięsa wiedząc, że istnieją na świecie kotlety 11/10?

Gwiazdka Nieśmigielskiej! Ja wychodziłam cała w ukłonach, kucharz dziękował cały w pąsach.

Gdzie? Niewielkie szanse, że zabłądzicie głodni w miasteczku Jeonju, ale gdyby jednak jakimś cudem… Rottifarm, Jeollabuk-do, Jeonju-si, Wansan-gu, 향교길 27 1층.

Wielcy nieobecni

Wiadomo: najbardziej żałujemy tego, czego nie zrobiliśmy.

Były okazje, lecz nie było chęci – głównie z strony opozycjonisty Tomasza. Tzn. ja mogę sobie zamówić jak chcę, ale on ze mną na pół jadł nie będzie. W ten sposób nie dowiedziałam się, jak smakuje galaretka z żołędzi (dotori-muk) ani koreański kleik ze ślimakami (juk; także w wersji z dynią / czarnym sezamem / czerwoną fasolą). Ktokolwiek jadł, ktokolwiek wie (i opowie).

Kolejne koreańskie wpisy w przygotowaniu!


seul panorama

Written by Nieśmigielska - 16/10/2019